[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DAVID MORRELL
Ostre cięcie
* * *
Niniejsza książka jest dedykowana Richardowi Schoeglerowi
i Elizabeth Gutierrez, którzy wprowadzili nas do Miasta Odmiennego .
Jak ja cię kocham? Na wiele sposobów.
ElizabethBarret Browning
* * *
Rozdział pierwszy
1
Decker oświadczył włoskiemu urzędnikowi
imigracyjnemu, że przyjechał w interesach.
- Jakiego rodzaju?
- Handel nieruchomościami.
- Czas trwania pańskiej wizyty?
- Dwa tygodnie. Urzędnik podstemplował mu
paszport.
- Grazie - podziękował Decker. Wziął swoją walizkę i
wyszedł z lotniska Leonardo da Vinci. Mimo że bez
problemu mógł załatwić, żeby ktoś go odebrał, wolał
pokonać dwadzieścia sześć kilometrów do Rzymu
autobusem. Gdy autobus utknął w gęstym
śródmiejskim ruchu, co było do przewidzenia,
Decker poprosił kierowcę, żeby go wypuścił i,
zadowolony, że nikt oprócz niego nie wysiadł,
poczekał, aż autobus pojedzie dalej. Zszedł do metra
i pierwszym lepszym pociągiem przejechał jedną
stację. Na ulicy zatrzymał taksówkę. Dziesięć minut
później opuścił taksówkę i wrócił do metra, na
następnej stacji wysiadł i ponownie zatrzymał
taksówkę, tym razem mówiąc kierowcy, żeby go
zawiózł do Panteonu. Prawdziwym celem jego
podróży był hotel, który znajdował się o pięć
przecznic dalej. Te środki ostrożności mogły
wydawać się zbędne, ale Decker był przekonany, że
udało mu się tak długo utrzymać przy życiu dzięki
zwyczajowi zacierania śladów. Problem polegał na
tym, że te wysiłki męczyły go. Decker doszedł do
wniosku, że utrzymywanie się przy życiu i życie, to
nie to samo. Jutro, w sobotę, miał obchodzić
czterdzieste urodziny i ostatnio, z niepokojem, zaczął
sobie zdawać sprawę z upływu czasu. Nie miał żony,
dzieci ani domu. Dużo podróżował, ale gdziekolwiek
się znalazł, zawsze czuł się obco. Rzadko widywał się
z kilkoma przyjaciółmi. Jego życie sprowadzało się
do pracy zawodowej. To już przestało mu
wystarczać. Kiedy tylko zameldował się w hotelu, z
kolumnami i z pluszowymi dywanami, wziął
prysznic, żeby zwalczyć zmęczenie spowodowane
podróżą i różnicą czasu, i włożył czyste ubranie.
Adidasy, dżinsy, drelichowa koszula oraz granatowa
bluza były odpowiednie na łagodny czerwcowy dzień
w Rzymie. Poza tym tak ubierało się wielu innych
amerykańskich turystów w jego wieku, więc nie
będzie ściągał na siebie uwagi. Wyszedł z hotelu,
wmieszał się w tłum przechodniów i przez pół
godziny szedł ruchliwymi ulicami, starając się
zdobyć pewność, że nikt go nie śledzi. Dotarł do
najbardziej zatłoczonego miejsca w Rzymie, do
placu Weneckiego, gdzie schodzą się główne arterie
miasta. Gdy rozmawiał z budki telefonicznej, w tle
słyszał zgiełk ruchu ulicznego.
- Halo - odpowiedział męski głos.
- Czy to Anatole? - spytał Decker po włosku.
- Nigdy o kimś takim nie słyszałem.
- Ale powiedział mi, że będzie pod tym numerem. -
Decker wyrecytował numer inny niż ten, który
wykręcił.
- Nie zgadzają się dwie ostatnie cyfry. To jest
pięćdziesiąt siedem. Połączenie zostało przerwane.
Decker odwiesił słuchawkę, sprawdził, czy nikt go
nie obserwuje, i wmieszał się w tłum. Jak na razie
żadnych problemów. Podając określone cyfry. głos w
słuchawce przekazał Deckerowi wiadomość, że ma
działać dalej. Ale gdyby głos powiedział mu: „To
pomyłka", znaczyłoby, że ma się trzymać z dala,
gdyż wszystko bierze w łeb. Mieszkanie, niedaleko
Via Salaria, znajdowało się na pierwszym piętrze i
nie było ani nadto zbytkowne, ani skromne.
- Jak minął lot? - spytał lokator. Jego głos z lekkim
nowoangielskim akcentem brzmiał tak samo jak
przez telefon. Decker wzruszył ramionami i rozejrzał
się po skromnych meblach.
- Znasz stary żart: najlepsze jest to, co porzucasz -
dokończył, zgodnie z umówionym kodem spotkania.
- Przespałem większość czasu.
- Więc nie jesteś zmęczony po podróży? Decker
potrząsnął głową.
- Nie chcesz się przespać? Decker stał się niezwykle
czujny. Dlaczego ten facet robi taki problem ze
zmęczenia po podróży? Drzemka? Czy jest jakiś
powód, dla którego nie chce, żebym mu towarzyszył
przez resztę dnia? Człowiek, z którym rozmawiał,
nigdy wcześniej nie był jego współpracownikiem.
Brian McKittrick, trzydzieści lat, sześć stóp i jeden
cal wzrostu, potężna budowa ciała, krótkie blond
włosy, mocne ramiona i kwadratowa szczęka -
wszystko to Decker zawsze utożsamiał z graczami
amerykańskiego futbolu ligi uniwersyteckiej.
Właściwie McKittrick miał wiele cech, które
przywodziły Deckerowi na myśl piłkarza - dławiona
energia, chęć działania.
- Żadnej drzemki - oświadczył Decker. - Chcę
uaktualnić kilka spraw. - Spojrzał na lampy i
wtyczki w ścianach uznając, że nie należy
przyjmować niczego za pewnik. - Jak ci się tu
mieszka? W niektórych starych mieszkaniach jest
problem z robactwem.
- Tutaj nie. Codziennie sprawdzam, czy nie ma
pluskiew. Sprawdziłem tuż przed twoim przyjściem.
- W porządku. - Zadowolony, że w pokoju nie ma
elektronicznego podsłuchu, Decker ciągnął dalej: - Z
twoich raportów wynika, że poczyniłeś postępy.
- Jasne, znalazłem tych drani.
- To znaczy, znaleźli ich twoi kontaktowi?
- Właśnie. To miałem na myśli.
- W jaki sposób? - spytał Decker. - Reszta naszych
ludzi szukała wszędzie.
- To jest w moich raportach.
- Przypomnij mi.
- Dzięki semteksowi. - McKittrick wymienił nazwę
wymyślnego środka wybuchowego. - Moi kontaktowi
puścili plotkę w miejscach, w których te skurczybyki
lubią przebywać, że istnieje możliwość kupienia
semteksu, jeśli ktoś jest w stanie odpowiednio dużo
zapłacić.
- A jak zwerbowałeś swoich kontaktowych?
- W podobny sposób. Puściłem w obieg plotkę, że
hojnie wynagrodzę osoby, które dostarczą mi
informacje, jakich szukam.
- To Włosi?
- Do diaska, jasne, że tak. Czy nie o to właśnie
chodzi? Zawory bezpieczeństwa. Wiarygodne
usprawiedliwienie. Amerykanin, taki jak ja, ma
tylko puścić piłkę w ruch, ale cała drużyna musi się
składać z osób pochodzących z kraju, w którym
pracujemy. W ten sposób po akcji nie pozostanie
trop prowadzący do nas.
- Tak jest napisane w podręcznikach.
- A ty co uważasz?
- Miejscowi muszą być godni zaufania.
- Sugerujesz, że moi kontaktowi mogą nie spełniać
tych wymagań? - McKittrick zapytał podejrzliwie.
- Powiedzmy, że pieniądze zachęcą ich do
sumienności.
- Na miłość boską, tropimy terrorystów - powiedział
McKittrick. - Czy wydaje ci się, że powinienem
zdobyć informatorów, apelując do ich
obywatelskiego obowiązku? Decker pozwolił sobie
na uśmiech.
- Nie, wierzę w staromodne metody. Apelując do ich
słabości.
- No właśnie.
- Ale chciałbym ich poznać - dodał Decker.
McKittrick wyglądał, jakby czuł się nieswojo.
- Po prostu, żeby się zorientować, z kim mamy do
czynienia - dodał Decker.
- Przecież to wszystko jest w moich raportach.
- Które stanowią pasjonującą lekturę. Tak się jednak
składa, że zawsze lubiłem trzymać rękę na pulsie. Na
kiedy możesz zorganizować spotkanie? McKittrick
wahał się chwilę, po czym odparł:
- Dzisiaj, o dwudziestej trzeciej.
- Gdzie?
- Powiadomię cię. Decker wręczył McKittrickowi
kawałek specjalnego papieru.
- Zapamiętaj ten numer telefonu. Już? W porządku.
- Decker zaniósł papier do kuchni, polał go wodą i
popatrzył, jak się rozpuszcza i znika w odpływie
zlewu. - Żeby potwierdzić spotkanie, zadzwoń pod
ten numer dzisiaj o dwudziestej albo, począwszy od
tego czasu, co pół godziny, aż do dwudziestej drugiej.
Po dziesiątej daj sobie spokój. Będzie to znaczyło, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • losegirl.htw.pl