[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Steel Danielle
Kochanie
Bettina Danieis z westchnieniem ulgi rozejrza³a siê po ró¿owej ³azience. Zosta³o jej
dok³adnie pó³ godziny, doskonale wiêc mieœci³a siê w czasie. Zazwyczaj miewa³a go jeszcze
mniej, aby ze zwyklej dziewczyny, studentki, przedzierzgn¹æ siê w rajskiego ptaka i podejmuj¹c¹
goœci doskonal¹ pani¹ domu. Do tego przeistaczania siê ju¿ ca³kowicie przywyk³a. Od piêtnastu lat
pe³ni³a u boku swego ojca rolê adiutantki:
bywa³a z nim wszêdzie, przegania³a reporterów, przyjmowa³a zlecenia telefoniczne od jego
przyjació³ek, a nawet przesiadywa³a za kulisami, wspieraj¹c go podczas wieczorów autorskich, na
których promowa³ swoje najnowsze ksi¹¿ki. W³aœciwie wcale nie musia³ siê wysilaæ. Siedem jego
ostatnich ksi¹¿ek automatycznie trafi³o na listê bestsellerów „New York Timesa”, ale reklama
nale¿a³a do dobrego tonu. 0n zreszt¹ za tym przepada³. Uwielbia³ siê krygoyaæ i popisy- waæ —
ca³y ten cyrk stanowi³ po¿ywkê dla jego jaŸni, a poza tym mial wielk¹ frajdê, gdy kobiety
odkrywa³y, ¿e podobnie jak bohaterowie jego ksi¹¿ek odznacza siê nieodpartym urokiem.
Justina Danielsa nietrudno zreszt¹ by³o wzi¹æ za bohatera Powieœci. Nie ustrzeg³a siê od tego
nawet sama Bettina. By³ Przecie¿ tak uderzaj¹co przystojny, nizaprzeczalnie czaruj¹cy, dowcipny,
zabawny i tak fascynuj¹cy w towarzystwie!
Czasami zapomina³o siê, jak bardzo potrafi³ byæ samolubny, egocentryczny i bezlitosny. Bettina
zna³a dobrze obydwa jego oblicza, a jednak go kocha³a.
Od lat by³ jej bohaterem, towarzyszem i najlepszym przyjacielem. Wiedzia³a o nim wszystko.
Zna³a wszystkie jego skazy, s³abostki, grzechy i lêki, a jednoczeœnie ca³e jego piêkno1
b³yskotliwoœæ i dobroæ; kocha³a go ka¿d¹ cz¹stk¹ swojej istoty i wiedzia³a, ¿e tak bêdzie zawsze.
Sprawi³ jej wiele rozczarowañ, lekcewa¿y³ prawie wszystkie wa¿ne imprezy w jej szkole, nie
pokaza³ siê na ¿adnych zawodach ani zabawach. Zdo³a³ Betrinê przekonaæ, ¿e towarzystwo
m³odych ludzi jest nudne, i w zamian ci¹ga³ j¹ wszêdzie ze swymi przyjació³mi. Rani³ j¹ przez ca³e
lata w ci¹g³ej pogoni za w³asnymi mira¿ami. Nigdy nie przesz³o mu przez myœl, ¿e Bettina ma
prawo do dzieciñstwa, pikników, pla¿owania, przyjêæ urodzinowych i popo³udniowych spacerów
po parku. Jej pikniki odbywa³y siê u „Ritza” albo w paryskim „Plaza-Atenæe”, odwiedza³a pla¿e w
South Hampton i Deauyille, przyjêcia urodzinowe dla przyjació³ urz¹dzano w „zi” w Nowym Jorku
lub w „Bistro” w Beyerly HilIs, a zamiast spacerów po parku ojciec wymaga³, aby mu towarzys¿y³a
w przeja¿d¿kach jachtem, na które bywa³ bezustannie zapraszany.. Nie by³ to styl ¿ycia, z powodu
którego trzeba by siê nad ni¹ litowaæ, a jednak zaufani przyjaciele Justina czêsto wyrzucali mu
sposób, w jaki wychowujecórkê. Dowodzili, ¿e jest przez niego bardzo samptna, skoro musi ci¹gle
w³óczyæ siê za nie¿onatym i wiecznie czegoœ szukaj¹cym ojcem. Zadziwiaj¹ce, ¿e w wieku
dziewiêtnastu lat Bettina pod wieloma wzglêdami pozosta³a wci¹¿ taka m³odzieñcza i niewinna,
jakkolwiek z jej wielkich, szmaragdowych oczu wyziera³a równie¿ m¹droœæ ca³ych pokoleñ,
pochodz¹ca nie z w³asnych prze¿yæ, lecz z tego, co przysz³o jej ogl¹daæ. W wieku dziewiêtnastu lat
zachowa³a œwie¿oœæ uczuæ dziecka, choæ zdarza³o siê, ¿e bywa³a œwiadkiem ¿ycia w takim
bogactwie, a czêsto w upadku, jakiego nie widywali ludzie dwukrotnie od niej starsi.
Matka zmar³a na bia³aczkê wkrótce po czwartych urodzi nach Bettiny, dla której pozosta³a jedynie
okolon¹ jasnymi w³osami rozeœmian¹ twarz¹ o wielkich niebieskich oczach,
patrz¹cych z portretu zawieszonego w jadalni. Niewiele z Tatiany Danieis mo¿na by³o odnaleŸæ w
jej córce. Bettina nie by³a podobna ani do Tatiany, añi do Justina. Reprezentowa³a w³asny typ
urody. Odziedziczy³a coœ z uderzaj¹có czarnych w³osów i zielonych oczu ojca, ale jej zielone oczy
mia³y inny odcieñ, w³osy zaœ by³y kasztanowe jak bardzo stary, przedni koniak. Justin Danieis by³
wysoki i mocno zbudowany, Bettina zaœ przeciwnie — szczup³a i drobniutka, o proporcjach
subtelnych niczym elf. Gdy rozczesywa³a swe kasztanowe w³osy, ich loki miêkko uk³ada³y siê w
okalaj¹c¹ twarz aureolê, co nadawa³o jej wygl¹d istoty delikatnej i kruchej.
Znowu spojrza³a na zegarek. Pozosta³o jej dwadzieœcia minut. Przeprowadzi³a w myœli
b³yskawiczny rachunek. Zd¹¿y. Zanurzy³a siê w wannie pe³nej paruj¹cej wody i odprê¿y³a siê,
patrz¹c na padaj¹cy za oknem pierwszy listopadowy œnieg.
Ich przyjêcie tak¿e mia³o byæ pierwszym w tym sezonie i dlatego powinno zakoñczyæ siê
sukcesem I zakoñczy siê. Ju¿ ona tego dopilnuje. Raz jeszcze przebieg³a w myœli listê
zaproszonych goœci, zastanawiaj¹c siê, czy ktoœ z nich nie zawiedzie z powodu œnie¿ycy. Wyda³o
jej siê to jednak niemo¿liwe. Przyjêcia u jej ojca by³y zbyt g³oœne, a zaproszeñ wyczekiwano z
zapartym tchem, w¹tpliwe wiêc, by ktokolwiek ¿echcia³ straciæ okazjê lub zaryzykowaæ, ¿e nie
zostanie zaproszony ponownie.
Przyjêcia stanowi³y nieod³¹czn¹czêœæ ¿ycia Justina DanieIsa. Wydawa³ je co najmniej raz w
tygodniu. Ze wzglêdu na ludzi, którzy na nich bywali, na ich stroje, na wydarzenia, które mia³y tam
miejsce, transakcje, które tam zawierano, by³y one jedyne w syoim rodzaju i wieczór u Danielsów
stanowi³ coœ w rodzaju wizyty w odleg³ej krainie ze snów.
Wszystkie przyjêcia by³y nadzwyzaj efektowne. Luk susowe otoczenie zachwyca³o
siedemnastowiecznym przepychem, lokaje czuwali, gotowi na ka¿de skinienie, gra³a wy- najêta
orkiestra. Bertina w roli pani domu niczym czarodziejka kr¹¿y³a pomiêdzy grupkami goœci —
zdawa³a siê pojawiaæ wszêdzie tam, gdzie jej oczekiwano lub potrzebowano.
Czasami zapomina³o siê, jak bardzo potrafi³ byæ samolubny, egocentryczny i bezlitosny. Bettina
zna³a dobrze obydwa jego oblicza, a jednak go kocha³a.
Od lat by³ jej bohaterem, towarzyszem i najlepszym rzyjacielem. Wiedzia³a o nim wszystko. Zna³a
wszystkie jego skazy, s³abostki, grzechy i lêki, a jednocŸeœnie ca³e jego piêkno b³yskotliwoœæ i
dobroæ; kocha³a go ka¿d¹ cz¹stk¹ swojej istoty i wiedzia³a, ¿e tak bêdzie zawsze. Sprawi³ jej wiele
rozczarowañ, lekcewa¿y³ prawie wszystkie wa¿ne imprezy w jej szkole, nie pokaza³ siê na ¿adnych
zawodach ani zabawach. Zdo³a³ Bóttinê przekonaæ, ¿e towarzystwo m³odych ludzi jest nudne, i w
zamian ci¹ga³ j¹ wszêdzie ze swytni przyjació³mi. Rani³ j¹ przez ca³e lata w ci¹g³ej pogoni za
w³asnymi mira¿ami. Nigdy nie przesz³o mu przez myœl, ¿e Bettina ma prawo do dzieciñstwa,
pikników, pla¿owania, przyjêæ urodzinowych i popo³udniowych spacerów po parku. Jej pikniki
odbywa³y siê u „Ritza” albo w paryskim „Piaza-Atenæe”, odwiedza³a pla¿e w South Hampton i
Deauyille, przyjêcia urodzinowe dla przyjació³ urz¹dzano w „21” w Nowym Jorku lub w „Bistro” w
Beyerly HilIs, a zamiast spacerów po parku ojciec wymaga³, aby mu towarzyszy³a w przeja¿d¿kach
jachtem, na które bywa³ bezustannie zapraszany. Nie by³ to styl ¿ycia, z powodu którego trzeba by
siê nad ni¹ litowaæ, a jednak zaufani przyjaciele Justina czêsto wyrzucali mu sposób, w jaki
wychowuje córkê. Dowodzili, ¿e jest przez ñiego bardzo samotna, skoro musi ci¹gle w³óczyæ siê za
nie¿onatym i wiecznie czegoœ szukaj¹cym ojcem. Zadziwiaj¹ce, ¿e w wieku dziewiêtnastu lat
Bettina pod wieloma wzglêdami pozosta³a wci¹¿ taka m³odzieñcza i niewinna, jakkolwiek z jej
wielkich, szmaragdowych oczu wyziera³a równie¿ m¹droœæ ca³ych pokoleñ, pochodz¹ca nie z
w³asnych prze¿yæ, lecz z tego, co przysz³o jej ogl¹daæ. W wieku dziewiêtnastu lat zachowa³a
œwie¿oœæ uczuæ dziecka, choæ zdarza³o siê, ¿e bywa³a œwiadkiem ¿ycia w takim bogactwie, a
czêsto w upadku, jakiego nie widywali ludzie dwukrotnie od niej starsi.
Matka zmar³a na bia³aczkê wkrótce po czwartych urodzi-. nach Bettiny, dla której pozosta³a jedynie
okolon¹ jasnymi w³osami rozeœmian¹ twarz¹ o wielkich niebieskich oczach,
patrz¹cych z portretu zawieszonego w jadalni. Niewiele z Tatiany Daniels mo¿na by³o odnaleŸæ w
jej córce. Bettina nie by³a podobna ani do Tatiany, ani do Justina. Reprezentowa³a w³asny typ
urody. Odziedziczy³a coœ z uderzaj¹có czarnych w³osów i zielonych oczu o;ca, ale jej zielone oczy
mia³y inny odcieñ, w³osy zaœ by³y kasztanowe jak bardzo stary, przedni koniak. Justin Danieis by³
wysoki i mocno zbudowany, Bettina zaœ przeciwnie — szczup³a i drobniutka, o proporcjach
subtelnych niczym elf. Gdy rozczesywa³a swe kasztanowe w³osy, ich loki miêkko uk³ada³y siê w
okalaj¹c¹ twarz aureolê, co nadawa³o jej wygl¹d istoy delikatnej i kruchej.
Znowu spojrza³a na zegarek. Pozosta³o jej dwadzieœcia minut. Przeprowadzi³a w myœli
b³yskawiczny rachunek. Zd¹¿y. Zanurzy³a siê w wannie pe³nej paruj¹cej wody i od1 prê¿y³a siê,
patrz¹c na padaj¹cy za oknem pierwszy listopadowy œnieg.
Ich przyjêcie tak¿e mia³o byæ pierwszym w .tym sezonie i dlatego powinno zakoñczyæ siê
sukcesem. I zakoñczy siê. Ju¿ ona tego dopilnuje. Raz jeszcze przebieg³a w myœli listê
zaproszonych goœci, zastanawiaj¹c siê, czy ktoœ z nich nie zawiedzie z powodu œnie¿ycy. Wyda³o
jej siê to jednak niemo¿liwe. Przyjêcia u jej ojca by³y zbyt g³oœne, a zaproszeñ wyczekiwano z
zapartym tchem, w¹tpliwe wiêc, by ktokolwiek ¿echcia³ straciæ okazjê lub zaryzykowaæ, ¿e nie
zostanie zaproszony ponownie.
Przyjêcia stanowi³y nieod³¹czn¹czêœæ ¿ycia Justina DanieIsa. Wydawa³ je co najmniej raz w
tygodniu. Ze wzglêdu na ludzi, którzy na nich bywali, na ich stroje, na wydarzenia, które mia³y tam
miejsce, transakcje, które tam zawierano, by³y one jedyne w swoim rodzaju i wieczór u Danielsów
stanowi³ coœ w rodzaju wizyty w odleg³ej krainie ze snów.
Wszystkie przyjêcia by³y nadzwyczaj efektowne. Luksusowe otoczenie zachwyca³o
siedemnastowiecznym przepychem, lokaje czuwali, gotowi na ka¿de skinienie, gra³a wynajêta
orkiestra. Bettina w roli pani domu niczym czarodziejka kr¹¿y³a pomiêdzy grupkami goœci —
zdawa³a siê pojawiaæ wszêdzie tam, gdzie jej oczekiwano lub potrzebowano.
By³a naprawdê urzekaj¹ca: zwiewna, piêkna i ca³kowicie nudne ¿ycie na tym œwiecie. Teraz, w
wieku szeœædziesiê
niepowtarzalna. Jedynie jj w³asny ojciec nigdy nie zdawa³ J ciu dwóch lat, nie ¿a³owa³ swojej
decyzji... z wyj¹tkiem
sobie sprawy z tego, jak jest nadzwyczajna: w jego przekona- chwil, kiedy widywa³ Bettinê. Wtedy
zdawa³o mu siê, ¿e coœ
Aiu ka¿da m³oda kobieta posiada³a tyle samo wdziêku co topnieje w jego sercu. Czasami, patrz¹c
na ni¹, zastanawia³
Bettina. siê, czy wyrzekaj¹c siê potomstwa, nie pope³ni³ b³êdu.
Niedba³a ¿yczliwoœæ, jak¹ okazywa³ córce, dra¿ni³a jego Teraz jednak nie by³o siê ju¿ nad czym
zastanawiaæ. By³o na najbli¿szego przyjaciela. Iyo Stewart ubóstwia³ Justina Danie- to zbyt póŸno,
a zreszt¹ czu³ siê szczêœliwy. Na swój sposób lsa, ale ód lat gniewa³o go, ¿e Justin nie zauwa¿a, êo
dzieje siê by³ równie wolny jak Justin. Od czasu do czasu jeŸdzili z Bettin¹, nie rozumie, jak bar4zo
córka go czci i jak wiele n¹ weekendy do Londynu, w lipcu podczas kilkutygodnioznacz¹ dla niej
ojcowskie zainteresowanie i pochwa³y. Czêste WyCh pobytów spotykali siê na po³udniu Francji,
mieli liczne
grono znakomitych przyjació³. By³a to jedna z owyæh sta³ych
uwagi Iya Justin zbywa³ œmiechem, potrz¹saniem g³owy przyjaŸni które wybaczaj¹ prawie
wszystkie grzechy i zei machaniem piêknie wypielêgnowan¹ d³oni¹.
— Nie b¹dŸ dziwakiem. Ona jest szczêœliwa, ¿e mo¿e dla zwalaj¹ na swobodne wyra¿anie
zarówno dezaprobaty, jak mnie robiæ to wszystko. Po prostu uwielbia bieganie z przyjê- zchwytu,
dlatego Iyo tak otwarcie wypowiada³ swoje opinie cia na przyjêcie, bywanie ze mn¹ na
przedstawieniach, spoty- na temat sposobu, w jaki Justin traktuje córkê. Ostatnio kanie
interesuj¹cych ludzi. By³aby zak³opotana, gdybym spró- debatowali o t3rm podczas lunchu w „La
Cóte Basque”. Iyo bowa³ wyraziæ, jak wielkie mam uznanie dla tego, co dla mnie ³aja³ Justina:
robi: Ona wie, ¿e to doceniani. Jak mog³aby tego nie rozumlec? — Gdybym by³ na jej miejscu,
stary, odszed³bym od Odwala kawa³ wspania³ej roboty. ciebie. Co oia i ciebie ma?
— Powinieneœ jej o tym powiedzieæ.Dobry Bo¿e, cz³owie- — S³u¿bê, wygody, podró¿e,
fascynuj¹cych ludzi, garku, ‚ona jest twoj¹ sekretark¹, pani¹ domu, agentk¹ reklamy, derobê wart¹
dwieœcie tysiêcy dolarów... — Chcia³ wymieniaæ robi dla ciebie wszystko, co robi³aby ¿ona. i
jeszcze o wiele dalej, lecz Iyo mu przerwa³.
— I co z tego? Naprawdê nie widzisz, ¿e to dla niej diab³a
wiele wiêcej.
— I o wiele lepiej — doda³ z uœmiechem Justin. warte? Na mi³oœæ bosk¹, Justinie, spójrz na ni¹:
jest urocza, ale
— Mówiê powa¿nie. — Iyo spojrza³ na niego surowo. po³owê ¿ycia spêdza w nierealnym œwiecie.
Czy naprawdê
— Wiem. O wiele za powa¿nie. Niepotrzebnie siê o rit¹ wydaje ci siê, ¿e dba choæ trochê o te
wszystkie pretensjonalne
niepokoisz. bzdury, które tyle znacz¹ dla ciebie?
Iyo nie oœmieli³ siê powiedzieæ pr¿yjacielowi, ¿e gdyby — Oczywiœcie, ¿e dba. Zawsze jej na
nich zale¿a³o.
nie zatroszczy³ siê o Bettinê, na pewno nie przysz³oby to do Jej dzieciñstwo by³o ca³kowicie
odmienne od tego, które
g³owy jej w³asnemu ojcu. prze¿y³ Justin; on dorasta³ w biedzie, a potem na swoich
• Swobodny, nonszalancki sposób, w jaki Justin odnosi³ siê ksi¹¿kach i filmach zarobi³ miliony.
Miewa³ okresy lepsze
do przyjaciela, by³ ca³kowicie odmienny od powagi, z jak¹ gorsze, cza¹ami ñawet bardzo trudne, ale
z up³ywem czasu
traktowa³ otaczaj¹cy go œwiat Iyo. By³o to po czêœci zwi¹zane jego wydatki stale ros³y. Bogactwo,
którym siê otacza³, by³o
z jego zawodem, Iyo bowiem wydawa³ jedn¹ Z najwiêkszych dla niego spraw¹ zasadnicz¹. Dawa³o
mu poczucie to¿samoœci.
w œwiecie gazet: „New York Maila”. By³ równie¿ starszy od Teraz, koñcz¹c lunch, spogl¹da³ na
przyjaciela sponad nie
Justina, a wiêc nie zalicza³ siê ju¿ do m³odych. Straci³ jedñ¹ dopitej fili¿anki mocnej kawy.
¿onê, rozwiód³ siê z drug¹ i z rozmys³em nie mia³ dzieci. — Bez tego wszystkiego, co jej dajê, nie
by³aby zdolna
Uwa¿a³, ¿e by³oby nie w porz¹dku skazywaæ dzieci na taka prze¿yæ bodaj tygodnia, Iyo.
— Nie jestem o tym przekonany. — Iyo pok³ada³ w niej wiêcej wiary ni¿ w³asny ojciec.
Przeczuwa³, ¿e pewnego dnia Bettina przeistoczy siê w naprawdê godn¹ podziwu kobietê i na sam¹
myœl o tym uœmiechn¹³ siê do siebie.
Bettina wiedzia³a, ¿e musi siê pospieszyæ. Szybko wytarla siê wielkim, ró¿owym rêcznikiem. Swój
strój przygotowa³a ju¿
wczeœniej. Wœlizgnê³a siê zrêcznie w koronkow¹ bieliznê, prêdko narzuci³a sukniê i ostro¿nie
wsunê³a stopy w idealnie z ni¹ harmonizuj¹ce bladofioletowe sanda³ki na delikamych z³otych
obcasikach. Suknia by³a wspania³a: uszyta z przejrzystego, bladofioletowego jedwabiu, opada³a jej
z ramion i sp³ywa³a do kostek jak miêkka, elastyczna tuba. Jeszcze raz spojrza³a na ni¹ z
zachwytem, wzburzy³a swe w³osy o barwie karm¹u i upewni³a siê, czy blady fiolet sukni ma
dok³adnie ten
:- sam odcieñ co jej powieki. Szyjê przyozdobi³akoli¹ z ametystami, lewy nadgarstek bransoletk¹, a
w jej uszach zab³ysly brylanty. Wtedy. ostro¿nie zdjê³a z „wieszaka tunikê z ciemnozielonego
aksamitu i narzuci³a j¹ na bladofioletowy jedwab sukni. Podbicie tuniki mia³o ten sam odcieñ
migotliwego fioletu i Bettina wygl¹da³a jak symfonia kolorów lila i g³êbokiej rehesansowej zielem.
Ten wspania³y, zapieraj¹cy dech w piersiach komplet ojciec przywióz³ jej zesz³ej zimy z Pary¿a,
ona jednak nosi³a go z tak¹ sam¹ swobod¹ i niewymuszon¹ prostot¹, z jak¹ nosi³aby parê starych,
spranych d¿insów. Z³o¿ywszy przed lustrem nale¿ny toalecie ho³d, mog³a zapomnieæ, ¿e ma j¹ na
sobie. Na g³owie mia³a tysi¹c innych spraw.
Omiotla spojrzeniem urz¹dzon¹ w stylu francuskiej prowincji sypialniê, sprawdzaj¹c, czy umieœci³a
kratê przed wci¹¿ hucz¹cym kominkiem, i po raz ostatni wyjrza³a przez okno. Œnieg ci¹gle pada³.
Pierwszy œnieg jest zawsze taki piêkny! Zbiegaj¹c szybko po schodach, uœmiecha³a siê sama do
siebie.
• Nale¿a³o teraz zerkn¹æ do kuchni i upewniæ siê, czy bufet dobrze wygi¹da. Pókój jadalny stanowi³
arcydzie³o: Bettina uœmiechnê³a siê, podziwiaj¹c doskona³oœæ u³o¿onych na r zliczonych
srebrnych pólniskach kanapek, które przyponna³y ogromne konfetti rozrzucane na œwi¹tec*iym
festynie. W salonie panowa³ porz¹dek, w pracowni zaœ, z której zgod
• nie z jej poleceniem wyniesiono wszystkie meble, muzycy
stroili instrumenty. S³u¿ba prezentowa³a siê nienagannie,
a cale mieszkanie — gdzie ka¿dy pokój wyposa¿ony by³
w muzealnej wartoœci umeblowanie w stylu Ludwika Xv,
z marmurowymi komii.kamj, przyt³aczaj¹cymi br¹zami, cudami inkrustacji, w które nale¿a³oby
wpatrywaæ siê z nabo¿n¹
czci¹ — wygl¹da³o zachwycaj¹co. Obrazu dope³nialyadama..
sakowe tkaniny w ³agodnych kremowych barwach oraz wpadaj¹ce w odcieñ kawy z mlekiem
brzoskwiniowe i morelowe
aksamity. Cale mieszkanie stanowi³o wspania³¹ kombinacjê
- ciep³a i mi³oœci, wszêdzie widoczny by³ dobry smak oraz
• starania, których nie szczêdzi³a” Bettina.
— Kochanie, wygl¹dasz zachwycaj¹co.— Odwróci³a siê na dŸwiêk g³osu ojca i na chwilê zastyg³a
z wyrazem ciep³a i radoœci w oczach. — Czy to nie ten ciuch przywipzlem ci zesz³egó roku
• z Pary¿a? — Justin Daniels uœmiechn¹³ siê do córki, a ona do
• niego. Tylko jej ojciec móg³ nazwaæ ciuchem wykwintn¹ kreacjê od Balenciagi, za któr¹ z³o¿y³
królewski okup.
• — Tak, to ta. Cieszê siê, ¿e ci siê podoba — odpar³a, po
czym doda³a .z wahaniem, niemal nieœmia³o: — Mnie te¿ siê
podoba.
- — Œwietnie. Czy muzycy ju¿ s¹? Patrzy³ ju¿ poza ni¹
w kierunku sanktuarium: wy³o¿onej drewnem du¿ej pracowni..
— W³aœnie stroj¹ instrumenty. Myœlê, ¿e bêd¹ gotowi lada moment. Czy masz ochotê na drinka?
— On nigdy nie myœla³ o jej potrzebach. To do niej nale¿a³o myœlenie o nim.
— Chyba zaczekam minutkê. Chryste, ale jestem dzisiaj zmêczony.
Wyci¹gn¹³ siê .na chwilê w wygodnym fotelu. Bettina L patrzy³a na niego. Mog³aby mu
powiedzieæ, ¿e tak¿e czuje siê zmêczona. Wsta³a o szóstej rano, ¿eby dopracowaæ wszystkie
szczegó³y przyjêcia, na uczelniê yysz³a o ósmej trzydzieœci,
a potem spieszy³a siê do domu, by wyk¹paæ siê, przebraæ
i sprawdziæ, czy wszystko” jest w porz¹dku. Nie wspomnia³a
nn.i jednak o tym Nigdy tego nie robi³a.
— Pracujesz nad now¹ ksi¹¿k¹? — spyta³a, patrz¹c na z óddaniem i ciekawoœci¹.
Przytakn¹³ i uœmiechn¹³ siê:
— Ksi¹¿ki s¹ dla ciebie bardzo wa¿ne, prawda?
— Oczywiœcie — odpar³a ³agodnie.
— Dlaczego?
— Bo ty jesteœ dla mnie bardzo wa¿ny.
— Tylko dlatego?
— Jasne, ¿e nie. Ksi¹¿ki s¹ wspania³e. Kocham je. — Sta³a obok niego, a potem schyli³a siê, by
poca³owaæ go w czo³o.
— Tak siê sk³ada, ¿e i ciebie kocham.
Uœmiechn¹³ siê i poklepa³ j¹ lekko po ramieniu, po czym Bettina skierowa³a siê ku drzwiom, sk¹d
dobieg³y j¹ jakieœ odg³osy.
— Zdaje siê, ¿e ktoœ przyszed³ — powiedzia³a i odczu³a nag³y niepokój. Ojciec sprawia³ wra¿enie
niezwykle zmêczonego.
Nim up³ynê³o pó³godziny, dom wype³ni³ siê goœæmi, którzy œmiali siê, rozmawiali i popijali. Byli
wœród nich ludzie dowcipni, zabawni i aroganccy, a niektórzy prezentowali wszystkie te cechy
naraz. Widaæ by³o kilometry wieczorowych tkanin we wszystkich kolorach têczy, tony bi¿uterii i
ca³¹ armiê mê¿czyzn w bia³ych koszulach oraz czarnych krawatach z wpiêtymi w nie szpilkami z
masy per³owej, onyksu, z ma³ymi szaflrami i brylantami. W t³umie mo¿na by³o rozpoznaæ oko³o
setki dobrze znanych twarzy. Oprócz tych ró¿nej klasy znakomitoœci k³êbi³y siê ze dwie setki ludzi
nie znanych, którzy pili szampana, jedli kawior, tañczyli, wypatrywali Justina Danielsa lub innych
s³aw w nadziei, ¿e im siê przyjrz¹ lub nawet osobiœcie poznaj¹.
Poœród nich uwija³a siê Bettina, pilnie bacz¹c, czy wszystko idzie g³adko, czy goœcie zostali sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • losegirl.htw.pl