[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DAVID HERBERT LAWRENCE
KOCHANEK LADY CHATTERLEY
śyjemy w czasach z całą pewnością tragicznych, ale stanowczo nie będziemy z tego
powodu tragizowali. Właśnie taką postawę obrała Konstancja Chatterley. Wojna ugodziła ją
straszliwie, lecz postanowiła nie robić z tego tragedii. W 1917 roku wyszła za mąŜ za
Clifforda Chatterley'a, kiedy przyjechał z wojska, na urlop. Spędzili miodowy miesiąc, a
potem wrócili do Francji. W rok później został cięŜko ranny i jako kalekę odesłano go do
domu. Konstancja miała wtedy dwadzieścia trzy lata. Po dwuletniej kuracji Clifford w pewnej
mierze odzyskał zdrowie, ale dolna część jego ciała pozostała na zawsze sparaliŜowana.
Nauczył się poruszać po mieszkaniu w fotelu na kółkach i sporządzono mu inwalidzki wózek
z wbudowanym silniczkiem, w którym mógł jeździć po terenach przylegających do dworu.
Przecierpiał tyle, Ŝe w pewnym stopniu utracił wraŜliwość na ból. Był jak dawniej
przystojnym, inteligentnym, pogodnym, zamkniętym w sobie męŜczyzną z rumianą cerą i
jasnymi niebieskimi oczami, które często miały zamyślony wyraz. Był tak blisko śmierci, Ŝe
to co mu pozostało z Ŝycia, wydawało mu się szczególnie cenne. I tak cięŜko dotknął go los,
Ŝe coś w nim skamieniało i na zawsze utraciło zdolność czucia.
Konstancja, jego Ŝona, miała rumianą cerę, miękkie puszyste kasztanowate włosy,
zdrowe, silne ciało, trochę kanciaste ruchy, Ŝywe usposobienie, niski łagodny głos i niebieskie
oczy o marzycielskim wejrzeniu. Sprawiała wraŜenie spokojnej miłej, wiejskiej dziewczyny.
W rzeczywistości była jedną z owych bardzo nowoczesnych kobiet, wiecznie pogrąŜonych w
zadumie i mozolnie nad czymś medytujących. Przez pewien czas studiowała w Dreźnie, w
Niemczech, i gdy wybuchła wojna szybko wezwano ją z . powrotem do domu. I chociaŜ z
gorzką ironią myślała teraz, Ŝe to właśnie Niemcy - a w kaŜdym razie niemieckie działa -
zdruzgotały jej Ŝycie, w dalszym ciągu wspominała pobyt w Dreźnie jako najszczęśliwszy
okres swojej młodości. Była jednak wtedy moŜe nie tyle szczęśliwa, co zafascynowana.
Fascynowało ją wszystko, Ŝycie, muzyka, typowo germańskie dyskusje na abstrakcyjne
tematy, będące pewnego rodzaju filozofowaniem. Te niekończące się dysputy budziły w niej
najgłębszy oddźwięk. Studenci filozofii, ekonomii politycznej, młodzi profesorowie
literatury, etnologii, filozofii klasycznej lub nauk przyrodniczych, jakŜe oni wspaniale mówili
i jak ona im odpowiadała! A potem jak jej słuchali i jak ona ich słuchała, dlatego Ŝe przedtem
oni słuchali jej!
Przyszła wojna i Konstancja powinna była wszystko to wspominać z goryczą. Ale
Clifford, z którym od dawna się przyjaźniła i który studiował w Cambridge, nie był ciasno
myślącym patriotą. Walczył w obronie ojczyzny, ale szczerze współczuł młodym
inteligentnym Niemcom, którzy podobnie jak on dostali się w potęŜne tryby straszliwej i
znienawidzonej biegało sapanie pracujących kopalnianych wyciągów i łomot wielkich
sortowniczych sit, a przy silniejszym powiewie wiatru czuć było w powietrzu swąd siarki,
dolatujący z tlących się hałd.
Konstancja była teraz lady Chatterley, Ŝoną kalekiego właściciela posępnego starego
dworu w zeszpeconej, pospolitej okolicy, dysponującą skromnym, raczej nie wystarczającym
dochodem. Postanowiła sobie jak najlepiej z tym poradzić. Mogła pracować, czytać i
medytować do woli, jako samotna, wszechwładna pani tych dóbr. Rozsądne prowadzenie
gospodarstwa dające moŜność związania końca z końcem, sprawiało jej satysfakcję. Lubiła
przyjmować gości, kaŜdego, czyje towarzystwo odpowiadało Cliffordowi. Ale on wolał
samotność. śyła tak z dnia na dzień, bez perspektyw, pogrąŜona w wiecznie tych samych,
monotonnych zajęciach. Zewnętrznie pozostała zdrową, spokojną, pozornie nieśmiałą, a w
gruncie rzeczy zamkniętą w sobie młodą urodziwą kobietą. Zasklepiona we własnym świecie,
była bezsporną panią wszystkiego, co ją otaczało.
Clifford nie był jej cięŜarem. Wypełniał sobie czas czytając, pisząc, malując,
poruszając się samodzielnie w inwalidzkim fotelu po starym parku, lub powoli, ostroŜnie,
tocząc się przez park w swoim motorowym wózku do sąsiedniego lasu. Wydawał
rozporządzenia ogrodnikom, drwalom i gajowemu. Doglądał swego państewka. Jesienią
jeździł czasem, bardzo powoli, do lasu i tam, ze strzelbą w ręce, czatował na baŜanta.
Niekiedy odwaŜał się nawet zabierać z sobą malarskie przybory i próbował namalować jakiś
obrazek. Dawniej malował duŜo i z zapałem, teraz rzadko się na to zdobywał. Ale robił
wraŜenie nieomal szczęśliwego, szczęśliwszego niŜ przed katastrofą. Niepokoił się tylko
czasem o Konstancję. Była dla niego bardzo dobra, kochała go w swój szczególny,
bezosobowy sposób. A on oczywiście nie mógłby bez niej Ŝyć. Byli prawdziwymi
przyjaciółmi, jak dawniej, przed małŜeństwem.
Ale niewątpliwie spotkała ich straszliwa tragedia. Clifford nie mógł być dla niej
prawdziwym męŜem. śyła z nim jak zamęŜna zakonnica, siostra w Chrystusie. Było to tym
trudniej znieść, Ŝe oczywiście
przez
jeden poślubny miesiąc byli normalnym małŜeństwem.
Clifford wiedział, Ŝe była z natury zmysłowa. Nie mógł o tym zapomnieć. Nie był zdolny
snuć ponurych rozwaŜań. Miał tak silnie rozwinięty instynkt samozachowawczy, Ŝe
wzruszały go i machiny. Podczas urlopu w dalszym ciągu chętnie czytał jej głośno utwory
Hauptmanna i Rainera Marii Rilkego. Słuchała go z przyjemnością. Postanowiła „wznieść się
ponad wojnę”, a przynajmniej ponad wojenny szowinizm, który doprowadzał ją do rozpaczy.
Ale zanim nadszedł Untergang des Abendlandes, Clifford stał się ruiną człowieka, a
jej Ŝycie teŜ legło w ruinie. Była młoda i niewybaczalnie, nieomal po prostacku zdrowa.
Kiedy cios w nią uderzył, po prostu zamilkła. I pozostała milcząca, wiecznie pogrąŜona w
rozmyślaniach, które do niczego nie prowadziły.
W roku 1920 przenieśli się do Wragby, rodzinnego domu Clifforda. Jego ojciec umarł
i teraz on został baronetem. Wragby Hall był niskim, długim, ponurym starym dworem,
stojącym w bardzo pięknym parku; w niedalekim sąsiedztwie licznych, świeŜo
uruchomionych kopalni węgla. Z oddali dochodziły tylko przyjemne strony Ŝycia, inaczej
wpadał w apatię. Zdarzały mu się całe dnie głębokiej apatii, w ciągu których tajało i
rozpływało się w nim to, co groziło goryczą i męką. Potem wracała chęć Ŝycia. Znów jeździł
wtedy motorowym wózkiem do lasu. Jeśli siedział zupełnie nieruchomo, Udawało mu się
czasem podpatrywać wiewiórki gromadzące na zimę orzechy lub jeŜa, węszącego wśród
zeschłych liści. Za kaŜdym razem czuł, jak by udało mu się wyrwać jakiś niewielki łup ze
szponów losu. Triumfował wtedy z odniesionego zwycięstwa nad losem, śmiercią, a takŜe
nad samym Ŝyciem. Prawie nigdy jednak nie zapuszczał się poza bramę parku. Nie mógł
znieść współczującego wzroku górników. Nie czuł się skrępowany wobec ogrodników, drwali
i gajowego. Byli jego płatną słuŜbą.
Czasem Konstancja, idąc obok, towarzyszyła mu do parku lub lasu. Siadała pod
jakimś drzewem i dziwna, zwycięska radość Clifforda, Ŝe jest Ŝywy w otoczeniu ludzi i
natury, kojąco działała na jej nerwy. Znów czytał Platona i lubił rozmawiać z nią o greckich
dialogach, często trzymając, jej dłoń w swoich rękach.
- To bardzo zabawne, właściwie dopiero teraz widzę - mówił - w jakie śmieszne
podniecenie wprawiała ich dyskusja oraz pojęcia rozumu i myśli. Podobni byli do małych
chłopców, którzy właśnie odkryli, Ŝe potrafią myśleć i z radości nie panują nad sobą. Są tak
olśnieni, Ŝe wszystko inne przestaje się liczyć, waŜne są tylko myślenie i wiedza. Sądzę, Ŝe
dawno, bardzo dawno temu człowiek w podobny sposób odkrył w sobie pociąg płciowy i
myśl o tym zawładnęła nim bez reszty. Liczyła się świadomość tego, nic więcej tylko
mentalna świadomość. Odkrycie Ameryki przez Kolumba było niczym w porównaniu z
odkryciem dokonanym przez staroŜytnych Greków, ze posiadają logicznie myślący umysł.
Wzrusza mnie to, nawet teraz. GdyŜ moja dłoń, obejmująca twoją, wydaje mi się równie
realna jak myśl. A tobie? Jest równie waŜna, jak jakaś cząsteczka wiedzy, nie sądzisz? Uścisk
naszych dłoni. PrzecieŜ to takŜe jest Ŝycie. I coś, czego człowiek nie będzie mógł czynić po
śmierci. Umysł ludzki będzie zdolny myśleć, gdy umrze ciało. MoŜe będę dalej mógł myśleć i
jak Sokrates wierzę, Ŝe moja wiedza będzie jeszcze pełniejsza. Ale nie będę mógł trzymać
twej dłoni. W kaŜdym razie nie w sensie fizycznym. Choć oczywiście nie moŜna wykluczyć,
Ŝe zachowa się między nami jakaś łączność, jakiś szczególny uścisk, moŜe nawet
nieporównanie istotniejszy. MoŜe będę mógł nadal trzymać cię za rękę, kiedy juŜ umrę. Co o
tym sądzisz?
Jego duŜe, błyszczące, niebieskie oczy patrzyły dziwnie twardo, gdy tak siedział z
wzrokiem utkwionym nieruchomo w jej twarzy. Jego dłoń mocno obejmowała jej rękę w
niesamowitym, uścisku. W jego oczach dostrzegła wyraz zwycięskiego triumfu. Odniósł nad
czymś nieznanym jakieś niesamowite zwycięstwo!
Ale wybuch jego triumfalnego uniesienia przeszył ją lodowatym dreszczem, jak gdyby
zmroził ją nagle jego zimny egoizm. Czy naprawdę odniósł aŜ taki triumf? A co z nią? Z jej
Ŝyciem, z fizycznym Ŝyciem j e j ciała? Co z dłonią uwięzioną w jego uścisku, jak gdyby była
trofeum, które zamierza zabrać ze sobą aŜ poza grób? Poczuła chłód, przygnębienie i rozpacz.
Ostatecznie ona nie miała powodu do triumfu - poza znaczną poprawą jego zdrowia. Ale
skoro o n został potwornie okaleczony, jaka będzie jej przyszłość? Jej ciało nie doznało
Ŝadnych uszkodzeń. Nie wydobyła się cudem z grobu. Przeciwnie, czuła się jak gdyby
właśnie teraz po pas zakopywano ją w ziemi, Ŝeby dotrzymywała mu towarzystwa. Siedziała
zatopiona w milczeniu, nie reagując na jego słowa. Gniewny skurcz, jak gdyby cień
rozŜalenia przemknął mu przez twarz.
- Wiem, kochanie - powiedział - Ŝe w pewnym sensie ty zostałaś najbardziej
skrzywdzona. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo jestem od ciebie zaleŜny i w pewnym sensie
Ŝyję twoim kosztem.
- Wiesz, Ŝe chcę tego - szepnęła.
- Wiem! Ale nie da się ukryć, Ŝe zostałaś na zawsze pozbawiona bardzo waŜnej części
Ŝycia. I fakt, Ŝe zostałaś tego pozbawiona, moŜe poza twoją świadomością coraz silniej
oddziaływać na ciebie i wyrządzić ci wielką krzywdę. Chcę o tym mówić z tobą teraz, Ŝebyś
wiedziała... Nie chcę Ŝebyś czuła, Ŝe się dla mnie poświęcasz. Nie chcę tego, gdyŜ nie sądzę,
Ŝebyś była kobietą, która moŜe tej części Ŝycia się wyrzec. Mówiąc otwarcie, oŜeniłem się z
tobą, bo byłaś... zmysłową kobietą. Pragnęłaś mnie, zanim się to ze mną stało, prawda? -
Konstancja przytaknęła cicho. - Tak, wiem, i to jest bardzo gorzka prawda. A takŜe wiem, Ŝe
będziesz tę Ŝądzę nadal czuła, choć pod tym względem zostałem na zawsze z tego Ŝycia
wykreślony. To okropne, ale musimy jakoś się z tym uporać. Chcę ci zatem powiedzieć:
JeŜeli spotkasz innego męŜczyznę, którego zapragniesz, i naprawdę będziesz chciała mu się
oddać, niech cię nie powstrzyma myśl o mnie. Zrób to i Ŝyj własnym Ŝyciem. Mnie grozi to,
Ŝe mógłbym kiedyś stać się podobny do przysłowiowego psa leŜącego na kupie siana. Tego
nie chcę. I dlatego mówię: wiem co się dzieje z kobietami, które w młodości tłumią w sobie
zmysły. Płacą później za to prawdziwym piekłem. Nie chcę, Ŝebyś poszła w ich ślady. Nie
chciałbym teŜ, Ŝebyś stała się lekkomyślna. I wiem, Ŝe będziesz się starała, Ŝeby nie było to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • losegirl.htw.pl