[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dante AlighieriBOSKA KOMEDIAPrzekad: Edward PorbowiczPIEKOPIE IW ycia wdrwce, na poowie czasu,Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,W gbi ciemnego znalazem si lasu.Jak ciko sowem opisa ten srogiBr, owe stromych puszcz pustynne dzicze,Co mi dzi jeszcze nabawiaj trwogi.Gorzko mier chyba wiksze zna gorycze;Lecz dla korzyci, dobytych z przeprawy,Opowiem lasu rzeczy tajemnicze.Nie wiem, jak w one zaszedem dzierawy,Bo mn owada senno jaka duaW chwili, gdy drogi zaniechaem prawej.Gdym jednak przyby do gry podna,Ktr zaparty owy wd kona,Std si, jak rzekem, taki strach wynurza,Podnisszy gow, widz, a ramionaGry ju swymi promieniami stroiGwiazda wodzca tuziemskie plemiona.Wic si z widoku tego uspokoiPrzestrach, w jeziorze serca rozkiezanyPrzez noc bolesnej bezotuchy mojej.A jak czek z morza na ld ratowanyZ piersi dyszc staje i z dalekaOczyma jeszcze bada grone piany,Tak, byo, duch mj, podczas gdy ucieka,Poglda za si na przebyt drog,Co nie przepuci ywego czowieka.Wic gdy mde ciao odpoczynkiem wzmog,Znw po bezludnych progach stopy nu,Wci niej majc wypron nog.Wtem tam, gdzie cieka strzelaa ku grze,Znienaga mi si zjawia u stokuZwinna Pantera o plamistej skrze.Ta z mej osoby nie spuszczaa wzrokuI tak mczya w moim wstpowaniu,e kilka razy chciaem wraca kroku.Bya to wanie chwila na zaraniu:Wschodzio soce z onym gwiazd orszakiem,Co z nim wieciy, gdy w pierwozadrganiuwiata Pramio wiecznym pchna szlakiemPrzepikne twory; wic ta pora wieaI wiosny blisko byy dla mnie znakiem,e przecie ujd pstrokatego zwierza;Ale tu trwog poczuem niema,Gdy Lew przede mn wyrs u pobrzea.Gow podnosi i jak mi si zdao,Szed prosto na mnie, taki wcieky z godu,e przeraone powietrze truchlao.Potem Wilczyca, nabrzmiaa od podudz wszelkich, mimo e chuda i sucha,Sprawczyni nieszcz mnogiego narodu,Swoim widokiem zgnbia mi duchaI w takie wreszcie strcia rozpacze,e dojcia szczytu sczeza mi otucha.A jak z wygranej ucieszeni gracze,Kiedy przeciwny zasi wiatr powieje,Bledn i wszystka myl si w nich rozpacze,Tak ja od zwierza porywczoci mdlejI, odpychany, cofam si ze skayW stron przepaci, gdzie soce niemieje.Ju moje stopy w d si obsuway,Gdy przed oczyma ksztat si zjawi mglisty,Jakby milczeniem dugim spowietrzay.Gdym go obaczy w puszczy opoczystej:Poal si, prosz woam do zjawieniaCie-li czy czowiek jeste rzeczywisty!"Nie czowiek, jednak z ludzkiego plemienia;Ojcw Lombardw miaem rzeka maraZ mantowaskiego oboje nasienia.Urodziem si za Jula Cezara,A za Augusta cnego yem w Rzymie,Gdy panowaa bogw icamnych wiara.Poet byem i w epicznym rymieUszego z dumnej Ilionu ruinyAnchizowegom syna gosi imi.A ty, przecz wracasz w nieszczsne doliny?Czemu nie pieszysz na gr, rodziceWesela, gniazdo radosnej nowiny?"Wic Wergilego ogldam? Krynic,Skd pynie sowa strumie tak obficie?"Odezwaem si, zasromawszy lice.O ty, poetw wiato i zaszczycie!Niech mi zalec mio i uwaga,Com z ni na myli twojej szed wykrycie.Ty jeste Mistrz mj, ty moja Powaga:Przez ci jedynie styl mj naby pitnaSztuki, skd dzisiaj moja cze si wzmaga.Poszy mi bestia, przejciu memu wstrtna:Dopom, mdrcze sawny! Oto ginZ trwogi i ywiej dygoc mi ttna".cieki potrzeba obra tobie ineRzek, widzc oczu moich zapakanieJeeli przebrn yczysz t gstwin.Bo owa bestia, co mi woasz na ni,Nikomu drog swoj przej nie daje:Pty przeszkadza, a w nim dech ustanie.A tak zoliwe chowa obyczaje,e zachannocijej chciwo si mnoyI tym godniejsza, im si bardziej naje.Rozliczny jest zwierz, z ktrym cudzooyI dotd bdzie, a nadejdzie wawyChart, co j na mier w boleciach umorzy.W glebie ni kruszcu nie poszuka strawy,Jedno w rozumie, mocy i mioci;Ojczyzna jego: pord Feltr dzierawy.Ndznej Italii on wybawi woci,Dla ktrych Turnus, Kamila dziewica,Euryjal, Nizus pooyli koci.Ode cigana z grodu w grd WilczycaNa powrt w piekie dostanie si wadze,Skd j przysaa zawi zazdronica.A ja tak dbale o twym dobru radz,e przewodnikiem bd; skro tej gryPrzez wiekuiste miejsca przeprowadz,Kdy usyszysz rozpaczliwe chry,Przyjrzysz si duchw przebolesnej rzeszy,Co z wszystkiej piersi woa o skon wtry.Potem tych ujrzysz, ktrych pomie cieszy,Rozradowujc nadziej niepon,e si ich wniebowstpienie przypieszy.A gdy zaj zechcesz a t jasn stron,Godniejszej zdam ci, nili moja, pieczyNa dalsz drog, gdzie i mi wzbroniono.Bo owy Wadca i Krl wszystkich rzeczy,Za me prawdziwej wiary nieuznanie,Wstpu do miasta swojego mi przeczy.Wszdy rzd jego, lecz tam krlowanie;Tam ma stolic, tam wysokie trony;Szczsny, w wyborze kto mu si ostanie".Poeto rzek, takim zachconySowem przez Boga nie znanego tobie,Bym z tej i gorszej doli by zbawiony,Tam, gdzie powiadasz, wiede mi w tej dobie;Niechaj obacz te Piotrowe progiI tych, co mwisz, e jcz w aobie".Ruszy ja za nim w trap dwignem nogi.PIE IIJu dzie uchodzi, mrok szarej godzinyJu odwoywa padolne zwierztaOd pospolitych trudw ja jedynyGotowaem si na bj, nie na wita,Z trudem podry, z litoci katusz;Skreli je pami, co jej bd nie pta.Wesprzyjcie, muzy, krzep mi, twrcza duszo!Pamici moja, widze mych zwierciado,Dzisiaj si mocy twe objawi musz.Ty, co mi wiedziesz w krain przepada,Znaszli me serce do silnym i dzielnym,Aby na wielkim przejciu sob wado?Mwisz, e w ciele jeszcze skazitelnymRodzic Sylwiusza odwiedzi te szlakiI niemiertelno czu ciaem miertelnym.To, e wrg zego by mu askaw taki,Wiedzc, jak wany skutek dzieo czeka,I wac, kto zacz mia ze wyj i jaki,Chyba nie zdziwi rozumnego czeka;Gdy on rzymskiemu pastwu i RzymowiNa patryjarch by naznaczon z wieka,Ktry i ktre, e si tu wysowiPrawd, dla witych miejsc s stanowione,Gdzie dzisiaj siedz dziedzice Piotrowi.Przez owo zejcie w twej pieni sawioneZrozumia rzeczy, po ktrych przyczynieOn wzi zwycistwo, a papie koron.Po nim aposto, Wybrane Naczynie,Skr przewdrowa te zaziemskie smugi,By wzmocni wiar, zbawienia dawczyni.Lecz ja co? Skd mi aska? Jam nie drugiEneasz ani Pawa hart posiadam,Nikt ni sam do si nie znam tej zasugi.Wic gdy me pjcie na tw wol skadam,Dr, czy zamiaru nie roj szalenie;Ty, mdrzec, pojmiesz lepiej, ni powiadam".Jak czek, co, chciawszy, znw odmienia chcenie,A w postanowie kolejnych szereguZgoa odwrci pierwotne yczenie,Taki ja byem na ponurym brzegu,Kiedy rozmysem starem chci skoreI w pierwszej chwili ochocze do biegu.Jeli tw tajn myl ze sw rozbiorRzek wielkoduszny cie widz na oczyWntrze twej duszy ndznym strachem chore,Ktry tak czasem czowieka omroczy,Gdy si zapali do zacnego dziea,e jak pochliwy zwierz przed nim uskoczy.By si odwaga z tej trwogi ockna,Opowiem rozkaz dany mi w otchaniW on czas, gdy lito nad tob mi zdja.Siedziaem w duchw wtpliwych przystani,Gdy przysza pikna, wita biaogowa,Tak pikna, em jej rzek: Rozkazuj, pani!Wzrok jej lni janiej ni gwiazda wschodowa;Sodka i cicha bya i w mwieniuAnielska; ta w te ozwaa si sowa:O ty uprzejmy mantowaski cieniu,Ktrego imi trwa i pene chlubyTrwa bdzie, pki ywota stworzeniu,Oto miy mj, a losom nieluby,Takie przekory napotka w swej drodzeNa pustych progach, e nie wytrwa prby,Wraca i zbdzi; a lkam si srodze,Syszc, co o nim powiadano w grze,Czy mu niepno z posikiem przychodz.Wic z ozdobnymi sowy popiesz, nue!Niechaj go zbawi twa pomoc i radaI niech ja o nim wicej le nie wr.Jam Beatrycze, ktra do ci gada;Z miejsc id, ktre znw oglda ycz;Mio mi wioda i teraz mn wada.Kiedy powrc przed paskie oblicze,Chwali ci bd i czsto, i szczerze.Zamilka, a ja do niej: Beatrycze,O wadcza pani, z ktrej jedno bierzeT moc rd ludzki, e przeszed stworzeniayjce w nieba najwyszego sferze,Tak mi ochota suby rozpomienia,e nie usu nigdy nadto wczenie,I tutaj do mi jednego skinienia.Lecz powiedz przecie: nie wzdragasz si w cienieNaszej rdziemnej zstpowa otchaniZ szerokich dziedzin, gdzie ci rado wskrzenie?A na to rzeka mi ta jasna pani:Pokrtce zado twej chci uczyni.Bym zej si baa, nikt mi nie przygani;Ba si naley tych rzeczy jedynie,Z ktrych si szkoda niepowrotna le,Ale nie innych, ktrych groza minie.Ja z aski Boej mam takie pawe,e ni si ndz wasz nie poplami,Ni mi pomieni waszych ar dosie.Jest aski pena Pani w boym chramie:Przeciw zawadom chce pomaga tobieI oto grne twarde prawo amie.Wic ucj do si przyzwaa w tej dobieI rzeka: Sug twego nka trwoga;Popieszaj, twojej zlecam go osobie".A ucja, wszelkiej surowoci wroga,Zesza, gdzie pobyt mam z Rachel star:O Beatrycze, prawa chlubo Boga!Tak przemwia do mnie jak miarNie pieszysz wesprze swego mionika,Co si dla ciebie wznis nad cib szar?Czyli ci kanie jego nie przenika?Czyli nie widzisz, ja... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • losegirl.htw.pl