[ Pobierz całość w formacie PDF ]
roald dahl
WUJ OSWALD
Przełożył ANDRZEJ GRABOWSKI
Krajowa Agencja Wydawnicza Warszawa 1989
Tytuł oryginału My Uncle Oswald
Redaktor Anna Brzezińska
Projekt okładki i ilustracje Krzysztof Tyszkiewicz
Redaktor techniczny Teresa Kowalicka
Korekta
Małgorzata Lewandowska
Jadwiga Wójcik
© Copyright by Icarus S A, 1979
© Copyright for the Polish edition by Krajowa Agencja Wydawnicza,
Warszawa 1989
© Copyright for the Polish translation by Andrzej Grabowski, Warszawa
1989
RSW „PRASA-KSIĄŻKA-RUCH” KRAJOWA AGENCJA
WYDAWNICZA WARSZAWA 1989
Wydanie II. Nakład 100 000+260 egz.
Objętość, ark. wyd. 11.60, ark druk. 10.125
Skład: RSW „Prasa-Ksiażka-Ruch” Zakłady Graficzne Piła
Druk i oprawa Opolskie Zakłady Graficzne Opole.
ul Niedziałkowskiego 8 12 Zam. 105 10 1 89 l’-68
Nr prod. X-I3 335 88
ISBN 83-03-02657-7
Ach, jak ja lubię się migdalić!
„Pamiętniki Oswalda”, tom XIV
1.
Ponownie wzbiera we mnie chętka, by jeszcze raz uczcić pamięć mojego
wuja Oswalda. Mam naturalnie na myśli nieboszczyka Oswalda
Hendryksa Corneliusa, znanego jako koneser, bon vivant, kolekcjoner
pająków, skorpionów i lasek, miłośnik opery, znawca chińskiej porcelany,
uwodziciel i największy rozpustnik wszechczasów. Wszyscy bez wyjątku
słynni pretendenci do tego tytułu wydają się śmiesznie mali i niepozorni,
gdy zestawi się ich osiągnięcia z wyczynami mojego wuja. Zwłaszcza zaś
Casanova niebożę. Przy moim wuju wygląda on na takiego, któremu
poważnie szwankuje instrument.
Mija piętnaście lat od chwili, kiedy w 1964 roku po raz pierwszy
opublikowałem krótki fragment pamiętników wuja Oswalda. Zadałem
sobie podówczas trud wybrania czegoś, co nie obraziłoby nikogo, a epizod
ów dotyczył, jak Państwo może pamiętają, niewinnego, acz frywolnego
opisu obłapianki mojego wuja z pewną trędowatą na pustyni synajskiej.
Obyło się bez kłopotów. Odczekałem jednak bite dziesięć lat (do roku
1974), nim podjąłem ryzyko opublikowania drugiego fragmentu. I tym
razem dobrałem starannie taki ustęp, który - przynajmniej w oczach
mojego wuja - nadawałby się niemal do odczytania przez pastora w
wiejskiej szkółce niedzielnej. Fragment ten dotyczył odkrycia perfum o tak
silnym działaniu, że mężczyzna, który Je poczuł od kobiety, nie był w
stanie oprzeć się żądzy i natychmiast ją zaspokajał.
Opublikowanie tej błahostki nie wywołało reperkusji sądowych. Owszem,
odbiło się ono wielokrotnym echem, ale gdzie indziej. Zostałem nagle
zasypany setkami listów, które nie mieściły się w mojej skrzynce, a w
których czytelniczki domagały się choć kropli cudownych perfum wuja
Oswalda. Z tą samą prośbą zwrócili się do mnie listownie niezliczeni
mężczyźni, w tym wyjątkowo niesympatyczny afrykański dyktator,
angielski lewicujący minister oraz pewien kardynał. Książę z Arabii
Saudyjskiej zaproponował mi ogromną sumę w walucie szwajcarskiej, a
któregoś popołudnia zjawił się u mnie facet z CIA, w ciemnym garniturze
i z walizką pełną studolarówek. Oświadczył, że perfumy wuja Oswalda z
powodzeniem będą się nadawać do skompromitowania co znaczniejszych
rosyjskich dyplomatów i mężów stanu oraz że jego przełożeni chcą
wykupić przepis na ich wytwarzanie.
Ponieważ niestety nie miałem ani kropli cudownego płynu wuja, którą
mógłbym sprzedać, sprawa na tym się skończyła.
Obecnie, w pięć lat po opublikowaniu opowieści o perfumach,
postanowiłem uchylić przed czytelnikami kolejny rąbek tajemnic bujnego
życia mojego krewniaka. Wybrany przeze mnie fragment pochodzi z tomu
XX, spisanego w roku 1938, kiedy wuj Oswald miał czterdzieści trzy lata i
był w kwiecie wieku. Zostało w nim wymienionych z nazwiska wiele
znanych osobistości, przez co niewątpliwie bardzo się narażam ich
rodzinom i przyjaciołom, którzy mogliby poczuć się dotknięci niektórymi
stwierdzeniami mojego wuja. Pozostaje mi tylko modlić się o to, żeby
zainteresowani okazali dla mnie pobłażanie i zrozumieli, że kierują mną
wyłącznie czyste pobudki. Jest to bowiem dokument o znacznej wartości
naukowej i historycznej. Byłoby zatem niepowetowaną stratą, gdyby nie
ujrzał światła dziennego.
Oto więc zapowiedziany fragment z XX tomu pamiętników Oswalda
Hendryksa Corneliusa, przytoczony słowo w słowo za jego autorem:
Londyn, lipiec 1938
Właśnie powróciłem z owocnej wizyty w fabryce Lagonda w Staines.
W.O. Bentley przyjął mnie lunchem (łosoś z Usk i butelka Montracheta),
podczas którego omówiliśmy specjalne wyposażenie mojego nowego
samochodu Lagonda V 12. Obiecał mi komplet trąbek, które wygrywają
idealnie czysto mozartowską arię „Son gia mille e Tre”. Niektórzy z
czytelników mogą to uznać za nader dziecinny kaprys, dla mnie jednak,
ilekroć nacisnę klakson, jest to miłe i budujące przypomnienie, że
poczciwy Don Juan pozbawił wianka raptem tysiąc trzy hoże hiszpańskie
dzieweczki. Poleciłem Bentleyowi, żeby fotele w samochodzie obito
delikatną, drobnoziarnistą krokodylą skórą, a jego wnętrze wyłożono
cisem. Dlaczego cisem? Otóż dlatego, że po prostu lubię kolor i układ
słojów angielskiego cisu ponad wszelkie inne drewno.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • losegirl.htw.pl