Dashiell HammettDziewczyna o srebrnych oczachPolski Zwi�zek NiewidomychZak�ad Wydawnictw i Nagra�Warszawa 1990Prze�o�y�a Maja GottesmanT�oczono w nak�adzie 10 egz.pismem punktowym dla niewidomychw Drukarni PZN,Warszawa, ul. Konwiktorska 9Pap. kart. 140 g kl. III_B�1Przedruk z wydawnictwa"Iskry",Warszawa 1988Pisa�a J. SzopaKorekty dokona�y:K. Markiewiczi K. KrukDom przy Turk StreetDowiedzia�em si�, �e cz�owiek,na kt�rego poluj�, mieszkagdzie� przy Turk Street, ale m�jinformator nie potrafi� poda� minumeru domu. Tak wi�c pewnegodeszczowego popo�udniaw�drowa�em t� ulic�, dzwoni�c dokolejnych dom�w i recytuj�c tak�oto historyjk�: "Jestem zkancelarii adwokackiejWellington i Berkeley. Jedna znaszych klientek, starsza pani,zosta�a w zesz�ym tygodniuwyrzucona z tylnej platformytramwaju i dozna�a ci�kichobra�e�. W�r�d �wiadk�w tegowypadku by� pewien m�odym�czyzna, kt�rego nazwiska nieznamy. Dowiedzieli�my si�, �egdzie� tu mieszka". Potemopisywa�em poszukiwanego przezemnie m�czyzn� i pyta�em: "Czymieszka tu kto� o takimwygl�dzie?"Wzd�u� ca�ej jednej stronyulicy s�ysza�em ci�gle tylko:"Nie". "Nie". "Nie".Przeszed�em na drug� stron� izacz��em robi� to samo. Pierwszydom: "Nie". Drugi: "Nie".Trzeci. Czwarty. Pi�ty...Na m�j pierwszy dzwonek niktnie otworzy�. Po chwilizadzwoni�em znowu. Ju� by�empewien, �e nie ma nikogo, kiedyklamka lekko si� poruszy�a idrzwi otworzy�a niedu�a, starszakobieta, z jak�� szar� rob�tk�na drutach w r�ku, o wyblak�ychoczach mrugaj�cych przyja�nie zaokularami w z�otej oprawie. Naczarnej sukience nosi�a mocnowykrochmalony fartuch.- Dobry wiecz�r - powiedzia�acienkim, sympatycznym g�osem. -Przepraszam, �e pan czeka�. Alezawsze zanim otworz�, sprawdzam,kto jest za drzwiami. Starszepanie bywaj� ostro�ne.- Przepraszam, �e przeszkadzam- zacz��em - ale...- Niech pan wejdzie.- Chcia�em tylko o co�zapyta�. Nie zajm� pani du�oczasu.- Prosz� jednak wej�� -powiedzia�a i doda�a z udan�surowo�ci� - herbata mi stygnie.Wzi�a m�j mokry kapelusz ip�aszcz i poprowadzi�a mniew�skim korytarzem do s�aboo�wietlonego pokoju. Siedz�cytam stary, t�gi m�czyzna zrzadk� siw� brod� opadaj�c� nabia�y gors, r�wnie mocnowykrochmalony jak fartuchkobiety, wsta� na nasz widok.- Tomaszu - powiedzia�a - tojest pan...- Tracy - podsun��em, bo tow�a�nie nazwisko podawa�em innymmieszka�com ulicy, izarumieni�em si� jak chyba nigdyod pi�tnastu lat. Takim ludziomsi� nie k�amie.Jak si� okaza�o, nazywali si�Quarre i byli kochaj�cym si�starym ma��e�stwem. Ona zwraca�asi� do niego "Tomaszu" iobraca�a to imi� w ustach, jakbyjej smakowa�o. On m�wi� do niej"moja droga", a dwa razy nawetwsta�, aby poprawi� poduszki, okt�re opiera�a si� swymidelikatnymi plecami.Zanim uda�o mi si� sk�oni� ichdo wys�uchania mojego pytania,musia�em wypi� z nimi fili�ank�herbaty i zje�� par� ma�ychkorzennych ciasteczek. Nast�pniepani Quarre wyda�a kilkawsp�czuj�cych cmokni��, podczasgdy ja opowiada�em o staruszce,kt�ra wypad�a z tramwaju. Potemstaruszek wymamrota� w brod� "tostraszne" i pocz�stowa� mniegrubym cygarem.Wreszcie sko�czy�em zwypadkiem i opisa�em imposzukiwanego przeze mniem�czyzn�.- Tomaszu - powiedzia�a paniQuarre - czy to nie ten m�odycz�owiek, kt�ry mieszka w tymdomu z por�czami, ten kt�ryzawsze wygl�da na stroskanego?Staruszek g�adzi� �nie�n�brod�, zastanawia� si� przezchwil�.- Moja droga, ale czy on niema czasem ciemnych w�os�w? -odezwa� si� w ko�cu.Starsza pani rozpromieni�asi�.- Tomasz jest takispostrzegawczy - powiedzia�a zdum�. - Zapomnia�am, ale tenm�ody m�czyzna, o kt�rymm�wi�am, rzeczywi�cie ma ciemnew�osy, wi�c to nie mo�e by� on.Potem staruszek zasugerowa�,�e to pewien m�odzieniecmieszkaj�cy kilka dom�w dalejmo�e by� tym, kt�rego szukam.Dopiero po d�u�szej dyskusjizdeecydowali, �e jest on zbytwysoki i zbyt stary. Pani Quarrezaproponowa�a kogo� innego.Przedyskutowali i t�kandydatur�, a nast�pnieodrzucili. Tomasz zn�w wysun��kogo�, kto po rozwa�eniu sprawyte� zosta� odrzucony. Paplalidalej.Zapad� zmrok. Starszy panzapali� stoj�c� lamp�, kt�rarzuca�a na nas �agodne, ��te�wiat�o, reszt� pokojupozostawiaj�c w mroku. Pok�j by�du�y i zagracony; wisia�y w nimgrube zas�ony i sta�y ci�kie,masywne, wypchane w�osiem meblez ubieg�ego wieku. Nieoczekiwa�em ju� �adnej pomocy zich strony, ale zrobi�o mi si�przyjemnie, a cygaro by�owy�mienite. Jeszcze zd��� wyj��na t� pluch�, jak wypal�.Co� zimnego dotkn�o mojegokarku.- Wstawaj!Nie wsta�em. Nie mog�em. By�emsparali�owany. Siedzia�em igapi�em si� na pa�stwa Quarre.I patrz�c na nich wiedzia�em,�e to niemo�liwe, by co� zimnegodotyka�o mego karku, i �e to poprostu niemo�liwe, by ostry g�oskaza� mi wsta�. To nie by�omo�liwe!Pani Quarre nadal siedzia�asztywno wyprostowana i wsparta opoduszki, kt�re jej m��poprawi�; jej oczy zza okular�wnadal mruga�y przyja�nie.Starszy pan dalej g�adzi� sw�siw� brod� i leniwie wypuszcza�nosem dym z cygara.Zaraz zaczn� znowu m�wi� o tymm�odym s�siedzie, kt�ry mo�e by�cz�owiekiem przeze mnieposzukiwanym. Nic si� nie sta�o.Zdrzemn��em si� tylko.- Wstawaj! - Owo zimne co�,dotykaj�ce mego karku, wbija�omi si� w cia�o.Wsta�em.- Przeszukaj go - dobieg� mniez ty�u ten sam ostry g�os.Starszy pan powoli od�o�y�cygaro, podszed� i obmaca� mnieostro�nie. Stwierdziwszy, �e niejestem uzbrojony, opr�ni� mojekieszenie, wyrzucaj�c zawarto��na krzes�o, z kt�rego w�a�niewsta�em.- To wszystko - powiedzia� dokogo� stoj�cego za mn� i wr�ci�na swoje miejsce.- Odwr�� si� - rozkaza� mi tensam ostry g�os.Odwr�ci�em si� i zobaczy�emwysokiego, ponurego,wychudzonego m�czyzn�, mniejwi�cej w moim wieku, to znaczylat trzydziestu pi�ciu. Mia�brzydk� twarz - ko�cist�, ozapad�ych policzkach, upstrzon�wielkimi bladymi piegami. Jegooczy by�y wodnistoniebieskie, anos i broda stercz�ce.- Znasz mnie? - zapyta�.- Nie.- K�amiesz!Nie polemizowa�em z nim; wwielkiej, piegowatej d�onitrzyma� pistolet.- Zanim z tob� sko�cz�,poznasz mnie ca�kiem dobrze -zagrozi�.- Hook! - da�o si� s�ysze� zzaos�oni�tych portier� drzwi,przez kt�re brzydalnajwidoczniej si� w�lizn��.- Hook, chod� tu! - G�os by�damski, m�ody, czysty id�wi�czny.- O co chodzi?! - odkrzykn��przez rami� brzydal.- On jest tutaj.- W porz�dku. Pilnuj faceta -poleci� Tomaszowi Quarre.Gdzie� spomi�dzy brody,marynarki i wykrochmalonejkamizelki starszy pan wydoby�wielki, czarny pistolet, zkt�rym obchodzi� si� w spos�bnie wskazuj�cy na brak obycia.Brzydal zebra� z krzes�arzeczy, kt�re wyj�to mi zkieszeni, i znikn�� za kotar�.- Prosz� siada�, panie Tracy - zu�miechem zwr�ci�a si� do mniepani Quarre.Usiad�em.Zza portiery dobieg� nowyg�os: powolny baryton z wyra�nymbrytyjskim akcentem, i toznamionuj�cym osob�wykszta�con�.- Co si� dzieje, Hook? - pyta�g�os.Ostry g�os brzydala:- Du�o si� dzieje. Maj� nas!W�a�nie wychodzi�em i ju� naulicy zobaczy�em tego faceta,co to ja go z... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wątki
- Nie prowadzi się wojen, by niszczyć. Wojny prowadzi się z dwóch powodów. Jednym jest władza, drugim pieniądze.
- Darcy Emma - Tajemnicza modelka, ebooki, Darcy Emma
- Danuta Kiałka informatyka europejczyka. poradnik metodyczny dla nauczycieli informatyki w szkole podstawowej w kształceniu zintegrowanym scan, ebooki
- Dary - LE GUIN URSULA K , ebook txt, Ebooki w TXT
- Daj mi - DIENIEZKINA IRINA, ebook txt, Ebooki w TXT
- Daremne Zale Fundacja Nowoczesna Polska Ebook, ebooki, Klasycy Literatury, Klasyka Literatury
- Dajwłowska Iza - Tajniki chirologii, Katalog Domowy (kubuntu), Ebooki, Chirologia i Chiromancja
- Daniel- metodyka,
- David Baldacci -- Dowód prawdy, E Książki także, David Baldacci
- Danuta Tarocistka - linki, ==EZOTERYKA==, TAROT
- Danek Wincenty - KRASZEWSKI JÓZEF IGNACY - Profil, E-BOOKI, Nowe (h - 123)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- binti.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dashiell HammettDziewczyna o srebrnych oczachPolski Zwi�zek NiewidomychZak�ad Wydawnictw i Nagra�Warszawa 1990Prze�o�y�a Maja GottesmanT�oczono w nak�adzie 10 egz.pismem punktowym dla niewidomychw Drukarni PZN,Warszawa, ul. Konwiktorska 9Pap. kart. 140 g kl. III_B�1Przedruk z wydawnictwa"Iskry",Warszawa 1988Pisa�a J. SzopaKorekty dokona�y:K. Markiewiczi K. KrukDom przy Turk StreetDowiedzia�em si�, �e cz�owiek,na kt�rego poluj�, mieszkagdzie� przy Turk Street, ale m�jinformator nie potrafi� poda� minumeru domu. Tak wi�c pewnegodeszczowego popo�udniaw�drowa�em t� ulic�, dzwoni�c dokolejnych dom�w i recytuj�c tak�oto historyjk�: "Jestem zkancelarii adwokackiejWellington i Berkeley. Jedna znaszych klientek, starsza pani,zosta�a w zesz�ym tygodniuwyrzucona z tylnej platformytramwaju i dozna�a ci�kichobra�e�. W�r�d �wiadk�w tegowypadku by� pewien m�odym�czyzna, kt�rego nazwiska nieznamy. Dowiedzieli�my si�, �egdzie� tu mieszka". Potemopisywa�em poszukiwanego przezemnie m�czyzn� i pyta�em: "Czymieszka tu kto� o takimwygl�dzie?"Wzd�u� ca�ej jednej stronyulicy s�ysza�em ci�gle tylko:"Nie". "Nie". "Nie".Przeszed�em na drug� stron� izacz��em robi� to samo. Pierwszydom: "Nie". Drugi: "Nie".Trzeci. Czwarty. Pi�ty...Na m�j pierwszy dzwonek niktnie otworzy�. Po chwilizadzwoni�em znowu. Ju� by�empewien, �e nie ma nikogo, kiedyklamka lekko si� poruszy�a idrzwi otworzy�a niedu�a, starszakobieta, z jak�� szar� rob�tk�na drutach w r�ku, o wyblak�ychoczach mrugaj�cych przyja�nie zaokularami w z�otej oprawie. Naczarnej sukience nosi�a mocnowykrochmalony fartuch.- Dobry wiecz�r - powiedzia�acienkim, sympatycznym g�osem. -Przepraszam, �e pan czeka�. Alezawsze zanim otworz�, sprawdzam,kto jest za drzwiami. Starszepanie bywaj� ostro�ne.- Przepraszam, �e przeszkadzam- zacz��em - ale...- Niech pan wejdzie.- Chcia�em tylko o co�zapyta�. Nie zajm� pani du�oczasu.- Prosz� jednak wej�� -powiedzia�a i doda�a z udan�surowo�ci� - herbata mi stygnie.Wzi�a m�j mokry kapelusz ip�aszcz i poprowadzi�a mniew�skim korytarzem do s�aboo�wietlonego pokoju. Siedz�cytam stary, t�gi m�czyzna zrzadk� siw� brod� opadaj�c� nabia�y gors, r�wnie mocnowykrochmalony jak fartuchkobiety, wsta� na nasz widok.- Tomaszu - powiedzia�a - tojest pan...- Tracy - podsun��em, bo tow�a�nie nazwisko podawa�em innymmieszka�com ulicy, izarumieni�em si� jak chyba nigdyod pi�tnastu lat. Takim ludziomsi� nie k�amie.Jak si� okaza�o, nazywali si�Quarre i byli kochaj�cym si�starym ma��e�stwem. Ona zwraca�asi� do niego "Tomaszu" iobraca�a to imi� w ustach, jakbyjej smakowa�o. On m�wi� do niej"moja droga", a dwa razy nawetwsta�, aby poprawi� poduszki, okt�re opiera�a si� swymidelikatnymi plecami.Zanim uda�o mi si� sk�oni� ichdo wys�uchania mojego pytania,musia�em wypi� z nimi fili�ank�herbaty i zje�� par� ma�ychkorzennych ciasteczek. Nast�pniepani Quarre wyda�a kilkawsp�czuj�cych cmokni��, podczasgdy ja opowiada�em o staruszce,kt�ra wypad�a z tramwaju. Potemstaruszek wymamrota� w brod� "tostraszne" i pocz�stowa� mniegrubym cygarem.Wreszcie sko�czy�em zwypadkiem i opisa�em imposzukiwanego przeze mniem�czyzn�.- Tomaszu - powiedzia�a paniQuarre - czy to nie ten m�odycz�owiek, kt�ry mieszka w tymdomu z por�czami, ten kt�ryzawsze wygl�da na stroskanego?Staruszek g�adzi� �nie�n�brod�, zastanawia� si� przezchwil�.- Moja droga, ale czy on niema czasem ciemnych w�os�w? -odezwa� si� w ko�cu.Starsza pani rozpromieni�asi�.- Tomasz jest takispostrzegawczy - powiedzia�a zdum�. - Zapomnia�am, ale tenm�ody m�czyzna, o kt�rymm�wi�am, rzeczywi�cie ma ciemnew�osy, wi�c to nie mo�e by� on.Potem staruszek zasugerowa�,�e to pewien m�odzieniecmieszkaj�cy kilka dom�w dalejmo�e by� tym, kt�rego szukam.Dopiero po d�u�szej dyskusjizdeecydowali, �e jest on zbytwysoki i zbyt stary. Pani Quarrezaproponowa�a kogo� innego.Przedyskutowali i t�kandydatur�, a nast�pnieodrzucili. Tomasz zn�w wysun��kogo�, kto po rozwa�eniu sprawyte� zosta� odrzucony. Paplalidalej.Zapad� zmrok. Starszy panzapali� stoj�c� lamp�, kt�rarzuca�a na nas �agodne, ��te�wiat�o, reszt� pokojupozostawiaj�c w mroku. Pok�j by�du�y i zagracony; wisia�y w nimgrube zas�ony i sta�y ci�kie,masywne, wypchane w�osiem meblez ubieg�ego wieku. Nieoczekiwa�em ju� �adnej pomocy zich strony, ale zrobi�o mi si�przyjemnie, a cygaro by�owy�mienite. Jeszcze zd��� wyj��na t� pluch�, jak wypal�.Co� zimnego dotkn�o mojegokarku.- Wstawaj!Nie wsta�em. Nie mog�em. By�emsparali�owany. Siedzia�em igapi�em si� na pa�stwa Quarre.I patrz�c na nich wiedzia�em,�e to niemo�liwe, by co� zimnegodotyka�o mego karku, i �e to poprostu niemo�liwe, by ostry g�oskaza� mi wsta�. To nie by�omo�liwe!Pani Quarre nadal siedzia�asztywno wyprostowana i wsparta opoduszki, kt�re jej m��poprawi�; jej oczy zza okular�wnadal mruga�y przyja�nie.Starszy pan dalej g�adzi� sw�siw� brod� i leniwie wypuszcza�nosem dym z cygara.Zaraz zaczn� znowu m�wi� o tymm�odym s�siedzie, kt�ry mo�e by�cz�owiekiem przeze mnieposzukiwanym. Nic si� nie sta�o.Zdrzemn��em si� tylko.- Wstawaj! - Owo zimne co�,dotykaj�ce mego karku, wbija�omi si� w cia�o.Wsta�em.- Przeszukaj go - dobieg� mniez ty�u ten sam ostry g�os.Starszy pan powoli od�o�y�cygaro, podszed� i obmaca� mnieostro�nie. Stwierdziwszy, �e niejestem uzbrojony, opr�ni� mojekieszenie, wyrzucaj�c zawarto��na krzes�o, z kt�rego w�a�niewsta�em.- To wszystko - powiedzia� dokogo� stoj�cego za mn� i wr�ci�na swoje miejsce.- Odwr�� si� - rozkaza� mi tensam ostry g�os.Odwr�ci�em si� i zobaczy�emwysokiego, ponurego,wychudzonego m�czyzn�, mniejwi�cej w moim wieku, to znaczylat trzydziestu pi�ciu. Mia�brzydk� twarz - ko�cist�, ozapad�ych policzkach, upstrzon�wielkimi bladymi piegami. Jegooczy by�y wodnistoniebieskie, anos i broda stercz�ce.- Znasz mnie? - zapyta�.- Nie.- K�amiesz!Nie polemizowa�em z nim; wwielkiej, piegowatej d�onitrzyma� pistolet.- Zanim z tob� sko�cz�,poznasz mnie ca�kiem dobrze -zagrozi�.- Hook! - da�o si� s�ysze� zzaos�oni�tych portier� drzwi,przez kt�re brzydalnajwidoczniej si� w�lizn��.- Hook, chod� tu! - G�os by�damski, m�ody, czysty id�wi�czny.- O co chodzi?! - odkrzykn��przez rami� brzydal.- On jest tutaj.- W porz�dku. Pilnuj faceta -poleci� Tomaszowi Quarre.Gdzie� spomi�dzy brody,marynarki i wykrochmalonejkamizelki starszy pan wydoby�wielki, czarny pistolet, zkt�rym obchodzi� si� w spos�bnie wskazuj�cy na brak obycia.Brzydal zebra� z krzes�arzeczy, kt�re wyj�to mi zkieszeni, i znikn�� za kotar�.- Prosz� siada�, panie Tracy - zu�miechem zwr�ci�a si� do mniepani Quarre.Usiad�em.Zza portiery dobieg� nowyg�os: powolny baryton z wyra�nymbrytyjskim akcentem, i toznamionuj�cym osob�wykszta�con�.- Co si� dzieje, Hook? - pyta�g�os.Ostry g�os brzydala:- Du�o si� dzieje. Maj� nas!W�a�nie wychodzi�em i ju� naulicy zobaczy�em tego faceta,co to ja go z... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl losegirl.htw.pl
Dashiell HammettDziewczyna o srebrnych oczachPolski Zwi�zek NiewidomychZak�ad Wydawnictw i Nagra�Warszawa 1990Prze�o�y�a Maja GottesmanT�oczono w nak�adzie 10 egz.pismem punktowym dla niewidomychw Drukarni PZN,Warszawa, ul. Konwiktorska 9Pap. kart. 140 g kl. III_B�1Przedruk z wydawnictwa"Iskry",Warszawa 1988Pisa�a J. SzopaKorekty dokona�y:K. Markiewiczi K. KrukDom przy Turk StreetDowiedzia�em si�, �e cz�owiek,na kt�rego poluj�, mieszkagdzie� przy Turk Street, ale m�jinformator nie potrafi� poda� minumeru domu. Tak wi�c pewnegodeszczowego popo�udniaw�drowa�em t� ulic�, dzwoni�c dokolejnych dom�w i recytuj�c tak�oto historyjk�: "Jestem zkancelarii adwokackiejWellington i Berkeley. Jedna znaszych klientek, starsza pani,zosta�a w zesz�ym tygodniuwyrzucona z tylnej platformytramwaju i dozna�a ci�kichobra�e�. W�r�d �wiadk�w tegowypadku by� pewien m�odym�czyzna, kt�rego nazwiska nieznamy. Dowiedzieli�my si�, �egdzie� tu mieszka". Potemopisywa�em poszukiwanego przezemnie m�czyzn� i pyta�em: "Czymieszka tu kto� o takimwygl�dzie?"Wzd�u� ca�ej jednej stronyulicy s�ysza�em ci�gle tylko:"Nie". "Nie". "Nie".Przeszed�em na drug� stron� izacz��em robi� to samo. Pierwszydom: "Nie". Drugi: "Nie".Trzeci. Czwarty. Pi�ty...Na m�j pierwszy dzwonek niktnie otworzy�. Po chwilizadzwoni�em znowu. Ju� by�empewien, �e nie ma nikogo, kiedyklamka lekko si� poruszy�a idrzwi otworzy�a niedu�a, starszakobieta, z jak�� szar� rob�tk�na drutach w r�ku, o wyblak�ychoczach mrugaj�cych przyja�nie zaokularami w z�otej oprawie. Naczarnej sukience nosi�a mocnowykrochmalony fartuch.- Dobry wiecz�r - powiedzia�acienkim, sympatycznym g�osem. -Przepraszam, �e pan czeka�. Alezawsze zanim otworz�, sprawdzam,kto jest za drzwiami. Starszepanie bywaj� ostro�ne.- Przepraszam, �e przeszkadzam- zacz��em - ale...- Niech pan wejdzie.- Chcia�em tylko o co�zapyta�. Nie zajm� pani du�oczasu.- Prosz� jednak wej�� -powiedzia�a i doda�a z udan�surowo�ci� - herbata mi stygnie.Wzi�a m�j mokry kapelusz ip�aszcz i poprowadzi�a mniew�skim korytarzem do s�aboo�wietlonego pokoju. Siedz�cytam stary, t�gi m�czyzna zrzadk� siw� brod� opadaj�c� nabia�y gors, r�wnie mocnowykrochmalony jak fartuchkobiety, wsta� na nasz widok.- Tomaszu - powiedzia�a - tojest pan...- Tracy - podsun��em, bo tow�a�nie nazwisko podawa�em innymmieszka�com ulicy, izarumieni�em si� jak chyba nigdyod pi�tnastu lat. Takim ludziomsi� nie k�amie.Jak si� okaza�o, nazywali si�Quarre i byli kochaj�cym si�starym ma��e�stwem. Ona zwraca�asi� do niego "Tomaszu" iobraca�a to imi� w ustach, jakbyjej smakowa�o. On m�wi� do niej"moja droga", a dwa razy nawetwsta�, aby poprawi� poduszki, okt�re opiera�a si� swymidelikatnymi plecami.Zanim uda�o mi si� sk�oni� ichdo wys�uchania mojego pytania,musia�em wypi� z nimi fili�ank�herbaty i zje�� par� ma�ychkorzennych ciasteczek. Nast�pniepani Quarre wyda�a kilkawsp�czuj�cych cmokni��, podczasgdy ja opowiada�em o staruszce,kt�ra wypad�a z tramwaju. Potemstaruszek wymamrota� w brod� "tostraszne" i pocz�stowa� mniegrubym cygarem.Wreszcie sko�czy�em zwypadkiem i opisa�em imposzukiwanego przeze mniem�czyzn�.- Tomaszu - powiedzia�a paniQuarre - czy to nie ten m�odycz�owiek, kt�ry mieszka w tymdomu z por�czami, ten kt�ryzawsze wygl�da na stroskanego?Staruszek g�adzi� �nie�n�brod�, zastanawia� si� przezchwil�.- Moja droga, ale czy on niema czasem ciemnych w�os�w? -odezwa� si� w ko�cu.Starsza pani rozpromieni�asi�.- Tomasz jest takispostrzegawczy - powiedzia�a zdum�. - Zapomnia�am, ale tenm�ody m�czyzna, o kt�rymm�wi�am, rzeczywi�cie ma ciemnew�osy, wi�c to nie mo�e by� on.Potem staruszek zasugerowa�,�e to pewien m�odzieniecmieszkaj�cy kilka dom�w dalejmo�e by� tym, kt�rego szukam.Dopiero po d�u�szej dyskusjizdeecydowali, �e jest on zbytwysoki i zbyt stary. Pani Quarrezaproponowa�a kogo� innego.Przedyskutowali i t�kandydatur�, a nast�pnieodrzucili. Tomasz zn�w wysun��kogo�, kto po rozwa�eniu sprawyte� zosta� odrzucony. Paplalidalej.Zapad� zmrok. Starszy panzapali� stoj�c� lamp�, kt�rarzuca�a na nas �agodne, ��te�wiat�o, reszt� pokojupozostawiaj�c w mroku. Pok�j by�du�y i zagracony; wisia�y w nimgrube zas�ony i sta�y ci�kie,masywne, wypchane w�osiem meblez ubieg�ego wieku. Nieoczekiwa�em ju� �adnej pomocy zich strony, ale zrobi�o mi si�przyjemnie, a cygaro by�owy�mienite. Jeszcze zd��� wyj��na t� pluch�, jak wypal�.Co� zimnego dotkn�o mojegokarku.- Wstawaj!Nie wsta�em. Nie mog�em. By�emsparali�owany. Siedzia�em igapi�em si� na pa�stwa Quarre.I patrz�c na nich wiedzia�em,�e to niemo�liwe, by co� zimnegodotyka�o mego karku, i �e to poprostu niemo�liwe, by ostry g�oskaza� mi wsta�. To nie by�omo�liwe!Pani Quarre nadal siedzia�asztywno wyprostowana i wsparta opoduszki, kt�re jej m��poprawi�; jej oczy zza okular�wnadal mruga�y przyja�nie.Starszy pan dalej g�adzi� sw�siw� brod� i leniwie wypuszcza�nosem dym z cygara.Zaraz zaczn� znowu m�wi� o tymm�odym s�siedzie, kt�ry mo�e by�cz�owiekiem przeze mnieposzukiwanym. Nic si� nie sta�o.Zdrzemn��em si� tylko.- Wstawaj! - Owo zimne co�,dotykaj�ce mego karku, wbija�omi si� w cia�o.Wsta�em.- Przeszukaj go - dobieg� mniez ty�u ten sam ostry g�os.Starszy pan powoli od�o�y�cygaro, podszed� i obmaca� mnieostro�nie. Stwierdziwszy, �e niejestem uzbrojony, opr�ni� mojekieszenie, wyrzucaj�c zawarto��na krzes�o, z kt�rego w�a�niewsta�em.- To wszystko - powiedzia� dokogo� stoj�cego za mn� i wr�ci�na swoje miejsce.- Odwr�� si� - rozkaza� mi tensam ostry g�os.Odwr�ci�em si� i zobaczy�emwysokiego, ponurego,wychudzonego m�czyzn�, mniejwi�cej w moim wieku, to znaczylat trzydziestu pi�ciu. Mia�brzydk� twarz - ko�cist�, ozapad�ych policzkach, upstrzon�wielkimi bladymi piegami. Jegooczy by�y wodnistoniebieskie, anos i broda stercz�ce.- Znasz mnie? - zapyta�.- Nie.- K�amiesz!Nie polemizowa�em z nim; wwielkiej, piegowatej d�onitrzyma� pistolet.- Zanim z tob� sko�cz�,poznasz mnie ca�kiem dobrze -zagrozi�.- Hook! - da�o si� s�ysze� zzaos�oni�tych portier� drzwi,przez kt�re brzydalnajwidoczniej si� w�lizn��.- Hook, chod� tu! - G�os by�damski, m�ody, czysty id�wi�czny.- O co chodzi?! - odkrzykn��przez rami� brzydal.- On jest tutaj.- W porz�dku. Pilnuj faceta -poleci� Tomaszowi Quarre.Gdzie� spomi�dzy brody,marynarki i wykrochmalonejkamizelki starszy pan wydoby�wielki, czarny pistolet, zkt�rym obchodzi� si� w spos�bnie wskazuj�cy na brak obycia.Brzydal zebra� z krzes�arzeczy, kt�re wyj�to mi zkieszeni, i znikn�� za kotar�.- Prosz� siada�, panie Tracy - zu�miechem zwr�ci�a si� do mniepani Quarre.Usiad�em.Zza portiery dobieg� nowyg�os: powolny baryton z wyra�nymbrytyjskim akcentem, i toznamionuj�cym osob�wykszta�con�.- Co si� dzieje, Hook? - pyta�g�os.Ostry g�os brzydala:- Du�o si� dzieje. Maj� nas!W�a�nie wychodzi�em i ju� naulicy zobaczy�em tego faceta,co to ja go z... [ Pobierz całość w formacie PDF ]