[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jadwiga DackiewiczFrancuska poezja mi�osnaS�owo od t�umaczaS�usznie chyba kto� kiedy� zauwa�y�, �e o poezji - mam na my�li poezj�autentyczn� - trudno orzeka�. Wyb�r poetyckich temat�w to oczywi�cie sprawaosobistych preferencji, kt�re nie ka�demu mog� przypa�� do gustu. Wszystkotu zale�y od rodzaju wra�liwo�ci odbiorcy owych tekst�w. Z wyboremfrancuskiej poezji mi�osnej wi��� si� ponadto problemy specjalnej natury,zrodzone z wyj�tkowej wielo�ci poetyckich w�tk�w. Bogactwo to ofiarowujeczytelnikowi ogromn� skal� prze�y�. Co wybra�, �eby przedstawi� mo�liwienajpe�niejszy obraz tego, co o mi�o�ci pisano we Francji w poetycki spos�b?Zacz�am tu od lat bardzo odleg�ych, Marie de France, pisz�ca na dworzePlantagenet�w, to pocz�tek �redniowiecza. Dostarczy�a ona wiele pie�nitrubadurom, akompaniuj�cym sobie wdzi�cznie na wioli. Znajd� si� te� tupoetki czas�w nieco p�niejszych, kt�re kontynuowa�y opisy mi�osnychturbacji w spos�b wcale kunsztowny. Pe�na blasku poezja renesansu toRonsard. Odezwie si� te� tutaj m.in. nieco cyniczny Voltaire, Mirabeau,zapl�tany w Wielk� Rewolucj�, romantycy, staraj�cy si� zerwa� wszelkieformalne i tre�ciowe p�ta, symboli�ci.Kryteria mojego wyboru preferowa�y to wszystko, co wydawa�o mi si� sam�istot� poetyckiego pi�kna, kt�remu s�u�y�a mi�o��. A wi�c owemunieodpartemu urokowi, zrodzonemu z autentycznego prze�ywania mi�osnychnastroj�w, obdarzonego nieraz znamieniem ponadczasowo�ci. Gwoli jednakodtworzenia pe�niejszego obrazu ca�ej tej poetyckiej w�dr�wki przezstulecia, zamie�ci�am tu tak�e kilka utwor�w, kt�re, cho� napisane przezpoet�w znanych i cenionych, nie zawsze osi�gaj� szczyty poetyckiegoliryzmu, �wi�c�cego triumf w poezji Marie de France, Ronsarda, Musseta czyVerlaine'a. A przecie� to �w liryzm w�a�nie, kt�ry stara�am si� najpe�niejukaza�, stanowi o ponadczasowej sile pi�kna francuskiej poezji.Guillaume de Poitiers(1071-1127).Piosenka radosnaRad wielce, �e mi�uj�, niech�e pogr��� si� g��biej w mej szcz�liwo�ci, aponiewa� osi�gn�� pragn� rado�� doskona��, usi�uj� skierowa� moje afekty kunajdoskonalszej z dam.Czyli� mi si� pochwali� nie godzi, �em zdo�a� pochwyci� spojrzenianajdoskonalszej z nieskazitelnych?Pojmujecie zapewne, i� nie nale�� do pysza�k�w, kt�rzy lubi� sobiepochlebia� - je�li wszelako rado�� zdo�a�aby kiedy zakwitn��, ta moja winnawyda� owoce �wie�sze ni� ka�da inna, rozb�ysn�� blaskiem najgor�tszym �r�dpos�pnego dnia.Nigdy m�czyzna, o�ywiony moc� mi�osnej ��dzy, nie zazna�, czy to wmy�lach, czy w zwidach sennych, lubo�ci, co by z moj� r�wna� si� mog�a. Niema podobnej na �wiecie, a �w, kto by zamy�la� o niej �piewa�, zmitr�y�by irok ca�y, nim zdo�a�by to uczyni� w�a�ciwie.Wszelkie zadowolenie owej rado�ci ust�pi� musi, wszelka pot�ga kl�kn��winna przed moj� dam�, ukorzy� si� przed niebia�sk� pogod� jej oczu, czaremjej �askawo�ci. Rado�� tego, kogo ona �askami obdarzy, bardziej mu cennab�dzie ni� i sto lat �ywota.Szcz�cie, jakie tchnie z jej mi�o�ci, potrafi uzdrowi� chorego, jednoza� jej s�owo, rzucone w gniewie, i najzdrowszego powali� mo�e,najm�drszego przyprawi o pomylenie, najurodziwszy pi�kno�ci si� zb�dzie, zgbura uczyni wykwintnisia.Skoro tedy na ziemi nie znale��, skoro oczy ujrze� a usta nazwa� nie mog�urodziwszej niewiasty, przeto zamy�lam na zawsze zachowa� j� przy sobie,i�by o�ywia�a to, co kryj� w sercu, i�by przywraca�a m�odo�� cia�u mojemu istrzeg�a mnie przed niedo��stwem. A skoro pani moja mi�o�� m� odwzajemnia,w dom m�j j� powiod� i wdzi�czno�� moj� oka��. Potrafi� te� ustrzec sekretumego szcz�cia, znale�� dla mi�ej s�owa miodem p�yn�ce, wszystko, couczyni�, jej jeno ukontentowanie b�dzie mia�o na celu. Przymioty jejw�a�ciw� u mnie ocen� znajd�, a chwalbie ich nie b�dzie ko�ca!W l�ku, by si� nie rozd�sa�a, nie odwa�� si� prosi� jej o nic, w trwodzete�, bym nie pope�ni� niezdarno�ci jakowej�, nie odkryj� przed ni� mi�o�cimojej do cna. Ona jedna wszak�e wzi�a mnie w podda�stwo!Bertran de Born(1140-1210).I�bym si� oczy�ci� z potwarzyPani, pragn� oto z potwarzy si� oczy�ci� i da� wam, pani moja, dow�d mejniewinno�ci. Oczerni�y mnie bowiem przed tob� przeniewierce niegodne. Przezlito��, b�agam, pani moja, wierna i oddania pe�na, skromna, szczera, dwornai wdzi�czna, nie dozw�l, by oszczerce niezgod� czynili mi�dzy nami.Niechaj przy pierwszym rzucie wyrwie mi si� sok�, niech�e go rarogi namej d�oni ubij�, niechaj go unios� i na d�oni mojej obedr� z pierza, je�linie wol� wzdycha� jeno przy tobie ni�li po��da� innej, cho�by mio�wiadcza�a swoj� mi�o�� i pragn�a zatrzyma� mnie w �o�u.A �eby s�owa moje, pani, przekona�y ci� dowodniej jeszcze, przywo�a� otopragn� sromot� najniegodziwsz�: gdybym kiedykolwiek, cho�by i w my�lach,pope�ni� wobec ciebie, pani, jakow�� zdrad�, je�li sam si� znajd� zniewiast� w komnatce czy w ogrodzie, niech�e mnie nag�a niemoc chyci iwszelkiego dokazywania zabroni.Kiedy przed szachownic� zasi�d�, niech nie wygram ani denara, je�limkiedykolwiek zabiega� o wzgl�dy innej ni� ty, o uwielbiana, upragniona panimoja!Niech�e si� stan� panem kasztelu jeno w �wierci, niech tam czterechdziedzic�w dzieli jedn� wie�� i za �by si� bior�, niech�e si� nie potrafi�obej�� bez medyka, kusznika, stra�nika, klucznika, wartownika - gdyby ikiedykolwiek serce inn� mi�owa� kaza�o.Niech�e mnie pani moja opu�ci dla innego rycerza, niech�e nie wiem, kukt�remu �wi�temu si� zwr�ci�, niech�e �agle mi wichry stargaj� na morzu,niech�e mnie pacho�ki na dworze kr�la o�wicz�, niechaj zemkn� pierwszy zpola bitwy - je�li nie ze�ga� ten, kto ci o mnie bajdurzy� oweszkaradzie�stwa.Niech�e z tarcz� na ramieniu i kapturem, nadzianym na opak, padn� wkonnej gonitwie ze strzemionami, co po ziemi si� wlok�, niech�e wej�ciemoje do karczmy gniew w ober�y�cie obudzi, je�li nie ze�ga� ten, co cigada� owe s�owa bezecne.Pani, jako �e posiadam jastrz�bia dobrego na kaczki, �ywego, �wie�owypierzonego, pos�usznego, nieustraszonego w pogoni za zdobycz�, zdolnegoprzewy�szy� w przymiotach inne ptaki, tak �ab�dzie jak �urawie, czapleczarne czy bia�e, niech�e mi ptaka mego zamieni� na jastrz�bia ladajakiego, t�ustego, leniwego, niezdolnego fruwa�, zdatnego jeno do polowa�na kury.K�amce, oszczerce, zawistnicy, fa�szywcy, kt�rzy�cie prowadzili mnie zpani� moj�, ostawcie mnie w spokoju!Marie de France(XII w.).Pow�jPanowie mili, pos�uchajcie, Zawierzcie, prosz�, memu s�owu I �yczliwegoucha dajcie Historii, co si� zowie "Pow�j". A b�dzie w opowie�ci owejRzecz o Tristanie i kr�lowej, Co si� nieszcz�ni nap�akali, Jako si�pi�knie mi�owali, A� i mi�o�ci tej rozkazem Jednego dnia pomarli razem.Kr�l Marek strasznym gniewem gorze, Tristana �cierpie� kr�l nie mo�e Iprecz wygania go surowo: Siostrzan pokocha� �mia� kr�low�. Do Sutwaluszed� wyp�dzony, Gdy� tam rodzinne jego strony: Rok min��, odk�d spad�akara, Do Tyntagielu wr�ci� wara, Wi�c zadumany �a�o�liwie W rozpaczyledwie przecie �ywie. Kiedy, kto wiernie, zacnie kocha, A szcz�cia niezna ani trocha, Temu usycha� w �zach, zgryzotach, To� to, panowie, niedziwota. A �e Tristana zmog�y znoje, Przeto opu�ci� strony swoje, Dokornwalijskich zmierza granic, W Kornwalii mieszka jego pani. W las si�zapu�ci� gwoli temu, By nikt go z ludzi zoczy� nie m�g�, I w lesie kry�si� do wieczora. Spoczynku wreszcie przysz�a pora, Tedy w wie�niaczewst�pi� progi, Tam da� mu �o�e cz�ek ubogi. Tristan zapyta� o nowiny,Zapyta�, co kr�l Marek czyni, A na to mu odrzek�o wielu, �e sprosi� kr�ldo Tyntagielu Baron�w, na turnieje, w go�ci. Rzekli mu jeszcze ludziepro�ci, I�, jako kr�la pana wola, W Zielone �wi�tki ta swawola, �e pono�na zebranie owo Kr�l Marek przyby� ma z kr�low�. Mi�e to Tristanowis�owa, Bo� przecie pozna go kr�lowa, Pomy�li sobie o Tristanie, Kiedyjej w pobok konia stanie. �witkiem bledziuchnym Tristan chy�o W laspomkn��, czeka, a� si� zbli��, Spojrzy, a przy nim tu� leszczyna, Rwiega���, z czterech stron przycina, W ziemi� j� wetknie, tnie za chwil�Imi� swe na niej, jeno tyle. Kr�lowa, patrz�c w le�n� steczk�, Poznagraniast� t� laseczk�, Wspomni, gdy ujrzy j� z oddali, Jak znaki sobieni� dawali. Przybywa pani, widzi, staje, Zielony dr��ek rozpoznaje,Rycerzom �wity w g�os si� �ali, �e s�abnie, chce, by si� wstrzymali, �ewielce si� strudzona czuje. Spe�niaj�, co im rozkazuje. Potem oddala si�kr�lowa, Do wiernej s�u�ki ciche s�owa Szepce, po�pieszne stawia kroki,Wst�puje wreszcie w las g��boki. Tam drzewa le�ne ukrywa�y, Kogo mi�ujenad �wiat ca�y. I zaton�li, pojednani, W rozkoszy cudnej, a bez granic.D�ugo jej Tristan m�wi� b�dzie, �e pani� swoj� widzi wsz�dzie, Z dawna muoczy we �zach stoj�, Z dawna chcia� ujrze� pani� swoj�. Czy w nocnejporze, czy o �wicie, Straszne dla niego bez niej �ycie. �e oni, jakpowoju kwiecie, Gdy na leszczynie si� oplecie, Po�r�d zielonych kwitniepn�czy. Lecz niech je tylko kto roz��czy, Splecione p�dy porozdziera,Schnie drzewko, pow�j te� umiera. Roz��czy� dwoje nas daremnie, C� jabez ciebie, ty beze mnie? Tak oto m�wi� jej do woli, Ona o szcz�snejteraz doli, A potem rzek�a, �e mu trzeba Z kr�lem si� jedna�, a niegniewa�, �e m�ki wycierpia�a tyle, Gdy roz��czenia przysz�y chwile, GdyTristan z kr�lem si� powadzi�. Wszystko sna� kto� kr�lowi zdradzi�. Ju�oto z sob� po�egnani. Odesz�a Tristanowa pani. Na my�l, �e znowu b�d�sami, Gorzkimi zap�akali �zami. On w Galii teraz oczekuje, A� muprzewiny kr�l daruje. Szcz�liw, �e ujrza� swoj� mi��, Wy�piewa�, co imsi� zdarzy�o, Jej s��w od niepami�ci broni�c, Z cicha o struny harfydzwoni�c. Goatlef nazwali Bryta�czycy T� opowiastk� o Tristanie,Chevrefeuille zowi� zn�w w Bretanii Ca�e nieszcz�sne to kochanie, ... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • losegirl.htw.pl