[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nicole Byrd
DAMA W CZERNI
Prolog
1817
Markiz Gillingham miał zwyczaj podró
Ň
owa
ę
noc
Ģ
.
Kiedy w swym czarnym powozie ze spłowiałym herbem na drzwiczkach rozbijał si
ħ
po
wyboistych polnych drogach, wszyscy przyznawali zgodnie,
Ň
e człowiek o tak przera
Ň
aj
Ģ
cej
aparycji z pewno
Ļ
ci
Ģ
czuje si
ħ
najswobodniej w ciemno
Ļ
ci. Niektórzy byli zdania,
Ň
e lorda
Gillinghama kr
ħ
puj
Ģ
ciekawskie spojrzenia rzucane na jego oszpecon
Ģ
, twarz. Pozostali
jednak twierdzili,
Ň
e taka wra
Ň
liwo
Ļę
jest markizowi obca, i doszukiwali si
ħ
innych,
diabolicznych wr
ħ
cz przyczyn jego nocnych podró
Ň
y i umiłowania ciemno
Ļ
ci. Krzewiły si
ħ
makabryczne bajdy o kulcie szatana i toastach z dziewiczej krwi rozlanej na cze
Ļę
władcy
piekieł. Zmuszało to proboszcza, by nieustannie grzmiał z ambony o szkodliwo
Ļ
ci zabobonów
i bezmy
Ļ
lnej oszczerczej gadaniny. Jednak ksi
ħŇ
owskie napomnienia nie były w stanie
wyt
ħ
pi
ę
plotek, a nawet - w jaki
Ļ
przewrotny sposób - przyczyniały si
ħ
do ich rozkwitu.
Markiz nie zapuszczał si
ħ
nigdy daleko, jego podró
Ň
e za
Ļ
ograniczały si
ħ
do niezb
ħ
dnych
lustracji rozległych wło
Ļ
ci w Kent. Regularnie odwiedzał te
Ň
swych dzier
Ň
awców,
sprawdzaj
Ģ
c, jak im si
ħ
wiedzie. Widocznie te szeptane z ust do ust plotki nie robiły na nim
wi
ħ
kszego wra
Ň
enia. Ich skutek był jednak taki,
Ň
e nawet na odległych kra
ı
cach hrabstwa
nierzadko straszono krn
Ģ
brne dzieci imieniem jego lordowskiej mo
Ļ
ci.
- Wywijaj tym koszykiem, Jemmy, wywijaj! I stłucz jeszcze jedno jajko, a rzuc
ħ
ci
ħ
Czarnemu Gillinghamowi na po
Ň
arcie. Zobaczysz!
Małemu winowajcy zapierało dech.
ņ
egnał si
ħ
pospiesznie znakiem krzy
Ň
a, dotykał ukrytego
pod koszulin
Ģ
skromnego talizmanu... i przez jaki
Ļ
czas bardziej si
ħ
przykładał do
obowi
Ģ
zków.
Markiz Gillingham za
Ļ
krył w mroku twarz poznaczon
Ģ

ħ
bokimi
Ļ
ladami ospy i najch
ħ
tniej
przebywał we własnym domu - zamkni
ħ
ty w ciemnej skorupie wielkiego dworu
zapuszczonego ze szcz
ħ
tem przez nieliczn
Ģ
słu
Ň
b
ħ
, która odwa
Ň
yła si
ħ
pozosta
ę
przy takim
chlebodawcy.
Dopiero owej pami
ħ
tnej wiosny 1817 roku rozeszły si
ħ
po okolicy odmienne wie
Ļ
ci. Wprost
niewiarygodne - i tym ch
ħ
tniej słuchane i powtarzane.
- Markiz wybiera si
ħ
do Londynu!
- Czarny Gillingham chce si
ħ
Ň
eni
ę
!
1
Podobno jest wyj
Ģ
tkowo brzydki! - oznajmiła Louisa Crookshank z wyra
Ņ
n
Ģ
satysfakcj
Ģ
.
Wbiła z
ħ
by w dorodn
Ģ
cieplarnian
Ģ
brzoskwini
ħ
. Sok pociekł jej po brodzie, wi
ħ
c otarła go
niedbale, potrz
Ģ
saj
Ģ
c złotymi lokami, które opadły jej na twarz.
Ka
Ň
da inna niewiasta wygl
Ģ
dałaby w takiej sytuacji niechlujnie, my
Ļ
lała Mariann
ħ
Hughes,
obserwuj
Ģ
c Louis
ħ
. Ale ona jakim
Ļ
cudem nawet rozczochrana i z brod
Ģ
, ochlapan
Ģ
sokiem
jest pi
ħ
kna jak zawsze!
ĺ
mietanka towarzyska Bath nie bez racji nadała jej przydomek
„niezrównanej panny Crookshank".. . ale wyrz
Ģ
dziła tym Louisie nied
Ņ
wiedzi
Ģ
przysług
ħ
!
- Czemu w takim razie, na lito
Ļę
bosk
Ģ
, chcesz,
Ň
eby si
ħ
o ciebie starał?! - spytała stryjenka
Louisy, Caroline Crookshank z domu Hughes. W jej głosie brzmiał jak zwykle lekki
niepokój. - Evanie! Odłó
Ň
natychmiast ten kamyk... i nie wa
Ň
si
ħ
rzuca
ę
w siostrzyczk
ħ
!
Chłopczyk jednak nie odst
Ģ
pił od swego zamiaru... tyle
Ň
e nie trafił do celu. Ci
Ļ
ni
ħ
ty niezbyt
jeszcze wprawn
Ģ
r
Ģ
czk
Ģ
kamyk ugodził w szar
Ģ
spódnic
ħ
cioci Mariann
ħ
, która bawiła u nich
w go
Ļ
cinie, ale odbił si
ħ
lekko i, nie poczyniwszy wi
ħ
kszych szkód, potoczył po ziemi.
Mariann
ħ
u
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
i cofn
ħ
ła stopy, które znalazły si
ħ
na trasie przemarszu jeszcze
mniejszego od Evana chłopczyka. Popychał on przed sob
Ģ
drewniany powozik zaprz
ħŇ
ony w
dwa drewniane konie.
Chocia
Ň
Mariann
ħ
bardzo kochała swoj
Ģ
szwagierk
ħ
i jej rodzin
ħ
, potomstwo Caroline
bywało chwilami nieprzewidywalne.
Poniewa
Ň
dzie
ı
był
Ļ
liczny, panie siedziały na trawniku obok ogrodu ró
Ň
anego, popijaj
Ģ
c
herbat
ħ
. Dzieciom pozwolono biega
ę
po wy
Ň
wirowanych
Ļ
cie
Ň
kach, ile dusza zapragnie.
- Chce si
ħ
za niego wyda
ę
, bo Lucas Engleworth j
Ģ
porzucił. To jasne!
Wyrzekłszy te słowa, jedenastoletnia Cara Crookshank si
ħ
gn
ħ
ła po nast
ħ
pn
Ģ
bułeczk
ħ
,
- On mnie wcale nie porzucił! - zaperzyła si
ħ
Louisa. - Jak b
ħ
dziesz wygadywa
ę
o mnie takie
łgarstwa, dam ci po uszach!
- No, mo
Ň
e i nie porzucił... bo nigdy ci si
ħ
nie o
Ļ
wiadczył, cho
ę
taka była
Ļ
tego pewna! -
kontynuowała nieustraszona Cara mimo rozpaczliwych sygnałów dawanych jej przez matk
ħ
.
Dziewczynka u
Ļ
miechała si
ħ
przy tym niewinnie do starszej kuzynki, cofn
Ģ
wszy si
ħ
na
wszelki wypadek za krzesło cioci.
- Nie zapominaj, Louiso,
Ň
e jeste
Ļ
ju
Ň
dorosła-mrukn
ħ
ła Mariann
ħ
, gdy siostrzenica zerwała
si
ħ
na równe nogi, chc
Ģ
c najwidoczniej wprowadzi
ę
w czyn sw
Ģ
pogró
Ň
k
Ģ
. - Nie masz
dwunastu lat, tylko dwadzie
Ļ
cia jeden... prawie.
Louisa opadła znów na krzesło, ale jej
Ļ
liczna buzia nadal była naburmuszona.
- Wcale mi nie zale
Ň
ało na sir Lucasie! Taki... niedorostek!
- Dwa lata starszy od ciebie - mrukn
ħ
ła Cara, ale tym razem (na szcz
ħĻ
cie!) kuzynka jej nie
usłyszała.
- Chciałabym spotka
ę
kogo
Ļ
bardziej dojrzałego... I czym taki baronet jest wobec markiza,
który ust
ħ
puje jedynie ksi
ħ
ciu? Mo
Ň
e zachciało mi si
ħ
zosta
ę
markiz
Ģ
?... A w dodatku
Gillingham jest podobno niesamowicie bogaty!
- Pieni
ħ
dzy ci nie brak. A b
ħ
dziesz musiała patrze
ę
na jego okropn
Ģ
g
ħ
b
ħ
od rana do nocy! -
wtr
Ģ
ciła nieposkromiona smarkula.
- Có
Ň
za nielito
Ļ
ciwa uwaga! - złajała j
Ģ
matka. - Dobrze wiesz,
Ň
e nasz proboszcz zawsze
powtarza; „Liczy si
ħ
tylko pi
ħ
kno duszy, nie ciała!"
Łatwo proboszczowi mówi
ę
takie rzeczy, gdy nie musi codziennie przy porannej herbacie
ogl
Ģ
da
ę
niczyj ej paskudnej twarzy! - pomy
Ļ
lała mimo woli Mariann
ħ
. Zd
ĢŇ
yła pozna
ę
pulchn
Ģ
, ładniutk
Ģ
pani
Ģ
pastorow
Ģ
o ró
Ň
anych policzkach i czaruj
Ģ
cym, słodkim u
Ļ
miechu.
Jednak pomy
Ļ
lawszy to, zawstydziła si
ħ
. Czy
Ň
by miała ptasi mó
Ň
d
Ň
ek jak Cara?... Głupot
ħ
dziewczynki mo
Ň
na tłumaczy
ę
jej młodym wiekiem. Ale ona, Mariann
ħ
, nie miała podobnego
usprawiedliwienia.
Caroline Crookshank zako
ı
czyła domowe kazanie i dodała innym tonem:
- Wszyscy ju
Ň
wypili herbat
ħ
, prawda? Pora, by dzieci wróciły do swojego pokoju. Zajrz
ħ
do
was i do dzidziusia, nim zaczn
ħ
si
ħ
przebiera
ę
do obiadu.
Care nad
Ģ
sała si
ħ
, ale zawróciła w stron
ħ
domu. Jej młodszy brat, Evan, drugi z gromadki
rodze
ı
stwa, był jednak ulepiony z twardszej gliny.
- Ja chc
ħ
jeszcze raz zagra
ę
w kr
ħ
gle z cioci
Ģ
Mariann
ħ
! - protestował, wymachuj
Ģ
c
niepokoj
Ģ
co gar
Ļ
ci
Ģ
pełn
Ģ
kamyków,
- Zd
ĢŇ
ymy jeszcze nieraz zagra
ę
w kr
ħ
gle - perswadowała mu Mariann
ħ
, widz
Ģ
c,
Ň
e matka
zaczyna chwia
ę
si
ħ
w swoim postanowieniu.
Na szcz
ħĻ
cie guwernantka, panna Sweeney, odznaczała si
ħ
stanowczo
Ļ
ci
Ģ
, której czasem nie
dostawało kochaj
Ģ
cej matce.
- Wracamy do domu, do
Ļę
marudzenia. Wyrzu
ę
natychmiast te kamyki, mój panie!
I zap
ħ
dziła dzieciaki z powrotem do przeznaczonej dla nich cz
ħĻ
ci domu. Odwrót odbywał si
ħ
w idealnym niemal spokoju (Evan raz tylko uszczypn
Ģ
ł siostrzyczk
ħ
, kiedy go popchn
ħ
ła),
dopóki Louisa nie odezwała si
ħ
nietaktownie, gdy dzieciarnia znajdowała si
ħ
jeszcze w
zasi
ħ
gu jej głosu:
- Bogu dzi
ħ
ki! Ci smarkacze robi
Ģ
zawsze tyle hałasu!
- Nie jestem smarkaczem! - rozsierdził si
ħ
Evan. Jego młodszy brat, Tom, zawtórował mu:
- Nie malka
ę
!
Caroline wzdrygn
ħ
ła si
ħ
.
- Louiso, nie prowokuj dzieci, bardzo prosz
ħ
!
Wrzeszcz
Ģ
ca dzieciarnia znikła we wn
ħ
trzu domu, a za nimi wyprostowana jak struna panna
Sweeney stanowi
Ģ
ca tyln
Ģ
stra
Ň
. Na chwil
ħ
zaległa cisza. Tylko ptak za
ę
wierkał z drugiego
ko
ı
ca trawnika, a pszczoła, brz
ħ
cz
Ģ
c kr
ĢŇ
yła wokół ró
Ň
anego krzewu. Lokaj o doskonale
oboj
ħ
tnej twarzy podał paniom na srebrnej tacy imponuj
Ģ
cy wybór ciastek.
Louisa wzi
ħ
ła ciastko z rodzynkami i pogryzała je z min
Ģ
niewini
Ģ
tka.
Te anielskie miny to jej specjalno
Ļę
, pomy
Ļ
lała Mariann
ħ
, z trudem powstrzymuj
Ģ
c si
ħ
od
Ļ
miechu. Podobnie jak znakomicie wy
ę
wiczona przed lustrem i ogólnie podziwiana
naturalno
Ļę
i szczero
Ļę
tej panienki!
- Ale mówi
Ģ
c powa
Ň
nie, Louiso, czemu tak ci zale
Ň
y na wyj
Ļ
ciu za m
ĢŇ
za tego markiza? -
Caroline wróciła do przerwanego w
Ģ
tku rozmowy. -Przecie
Ň
go nigdy w
Ň
yciu nie widziała
Ļ
!
Pomijaj
Ģ
c ju
Ň
jego wygl
Ģ
d... bo có
Ň
on, biedak, temu winien?... Powiadaj
Ģ
,
Ň
e ma bardzo
przykry charakter!
- Je
Ļ
li nigdy si
ħ
nie spotkali
Ļ
cie, sk
Ģ
d ta pewno
Ļę
, Louiso,
Ň
e b
ħ
dzie chciał zabiega
ę
o twoj
Ģ
r
ħ
k
ħ
? - spytała trze
Ņ
wo Mariann
ħ
mi
ħ
dzy jednym a drugim rykiem stygn
Ģ
cej ju
Ň
herbaty.
Louisa zamrugała oczyma.
- Z pewno
Ļ
ci
Ģ
zechce, kiedy mnie zobaczy! W Londynie... - dodała z rozmarzeniem, po czym
zwróciła si
ħ
Ň
ywo do swej ciotki Mariann
ħ
bawi
Ģ
cej
w domu stryjenki Caroline. - To byłaby dla ciebie taka wspaniała rozrywka, ciociu! Twoja
Ň
ałoba dawno ju
Ň
dobiegła ko
ı
ca, cho
ę
nadal nosisz te okropne szarobure suknie... Pomy
Ļ
l
sama, jak
Ģ
mił
Ģ
odmian
Ģ
b
ħ
dzie dla ciebie udział w przyj
ħ
ciach i balach londy
ı
skiego sezonu
w charakterze mojej opiekunki!
Mariann
ħ
spojrzała na szwagierk
ħ
, która zaczerwieniła si
ħ
, maj
Ģ
c najwyra
Ņ
niej nieczyste
sumienie.
- A wi
ħ
c postanowiły
Ļ
cie schwyta
ę
mnie w pułapk
ħ
? Wspaniała rozrywka, miła odmiana?!
Doprawdy, trudno w ten sposób okre
Ļ
li
ę
ci
ħŇ
kie obowi
Ģ
zki przyzwoitki „niezrównanej panny
Crookshank"!
- Prosz
ħ
ci
ħ
, ciociu Mariann
ħ
, zgód
Ņ
si
ħ
! B
ħ
d
ħ
dla ciebie tak
Ģ
pociech
Ģ
! Nigdy nie sprawi
ħ
ci
kłopotu! Tak bardzo pragn
ħ
pojecha
ę
wreszcie do Londynu i zadebiutowa
ę
w wielkim
Ļ
wiecie! Dobrze wiesz, ile razy trzeba to było odkłada
ę
!... Najpierw tatu
Ļ
obawiał si
ħ
,
Ň
e z
niegro
Ņ
nego przezi
ħ
bienia wyniknie zapalenie płuc, i uparł si
ħ
,
Ň
e nie mog
ħ
opuszcza
ę
domu... Nast
ħ
pnej wiosny stryjenka była znów przy nadziei... A potem biedny tatu
Ļ
zachorował... Teraz, kiedy
Ň
ałoba po nim dobiegła ko
ı
ca... To wcale nie znaczy,
Ň
e nie brak
mi mojego najdro
Ň
szego tatusia!... - Tu głos panienki załamał si
ħ
, co dobrze
Ļ
wiadczyło ojej
uczuciach. Po chwili podj
ħ
ła na nowo. - Ale wiem,
Ň
e i on chciałby,
Ň
ebym pojechała i dobrze
si
ħ
bawiła!
S
ħ
k w tym,
Ň
e dziewczyna miała racj
ħ
! Gdyby kochaj
Ģ
cy ojciec nie rozpu
Ļ
cił jej do tego
stopnia, dumała Mariann
ħ
, nie byłaby mo
Ň
e teraz tak
Ģ
zapatrzon
Ģ
w siebie,
Ļ
liczn
Ģ
g
Ģ
sk
Ģ
. Ale
matka odumarła j
Ģ
przed laty, ojciec za
Ļ
nie potrafił niczego odmówi
ę
złotowłosej córuni... I
oto skutki!
Mariann
ħ
Ň
ałowała,
Ň
e nie jest w wieku Toma i nie mo
Ň
e wrzeszcze
ę
ani tupa
ę
. Spojrzała
znów na szwagierk
ħ
. Caroline odło
Ň
yła robótk
ħ
.
- Louiso, mo
Ň
e by
Ļ
poszła do pokoju dziecinnego i pogodziła si
ħ
z małymi kuzynkami? Nie
powinna
Ļ
była tak brzydko ich przezywa
ę
! - zwróciła si
ħ
do bratanicy. - A ja tymczasem
porozmawiam z cioci
Ģ
Mariann
ħ
.
Louisa rozpromieniła si
ħ
.
- Wstawisz si
ħ
za mn
Ģ
, stryjenko? Oczywi
Ļ
cie
Ň
e pójd
ħ
do dzieci! Nawet je przeprosz
ħ
i b
ħ
d
ħ
bardzo, bardzo grzeczna. Przekonacie si
ħ
obie... Tylko zgód
Ņ
si
ħ
, moja najdro
Ň
sza ciociu! Na
pewno tego nie po
Ň
ałujesz!
Impulsywnie u
Ļ
ciskała Mariann
ħ
, omal nie przewracaj
Ģ
c stoj
Ģ
cej obok jej łokcia fili
Ň
anki, i
pomkn
ħ
ła w stron
ħ
domu,
Ļ
liczna i zwiewna.
Gdy damy zostały same, Caroline gestem r
ħ
ki odprawiła słu
ŇĢ
cego i wreszcie o
Ļ
mieliła si
ħ
spojrze
ę
w twarz swego go
Ļ
cia.
- Mogła
Ļ
mnie chocia
Ň
uprzedzi
ę
- powiedziała Mariann
ħ
, unosz
Ģ
c brwi.
- Wiem. I naprawd
ħ
miałam taki zamiar - odparła Caroline. - Wybacz mi, prosz
ħ
,
Ň
e
postawiłam ci
ħ
w tak niezr
ħ
cznej sytuacji! Próbowałam przekona
ę
Louis
ħ
,
Ň
e mo
Ň
e odby
ę
swój debiut towarzyski w Bath... Ale uparła si
ħ
zakosztowa
ę
londy
ı
skich rozkoszy i nic
innego jej nie zadowoli. Pami
ħ
tasz chyba,
Ň
e gdy sko
ı
czy dwadzie
Ļ
cia jeden lat, odziedziczy
poka
Ņ
ny spadek. .. Musz
ħ
wi
ħ
c powierzy
ę
j
Ģ
opiece kogo
Ļ
, kto b
ħ
dzie miał na ni
Ģ
oko. Nie
chc
ħ
, by padła ofiar
Ģ
, pierwszego łowcy posagów, który si
ħ
koło niej zakr
ħ
ci! A Louisa nie
ma
Ň
adnych stryjenek, w ogóle
Ň
adnych krewnych ze strony ojca, prócz stryjecznego dziadka,
starego kawalera... w dodatku skłóconego z rodzin
Ģ
. Na domiar złego Louisa jest teraz
bardziej ni
Ň
kiedykolwiek zdolna do nieprzemy
Ļ
lanych decyzji... bo cho
ę
temu zaprzecza,
wiem, jak bardzo liczyła na o
Ļ
wiadczyny Lucasa... a on ni st
Ģ
d, ni zow
Ģ
d si
ħ
wycofał!... Poza
tym ty, Mariann
ħ
, jeste
Ļ
jedyn
Ģ
osob
Ģ
, wobec której nasza panna czuje respekt!
Argumenty szwagierki płyn
ħ
ły wartko, jakby Caroline prze
ę
wiczyła sobie t
ħ
mow
ħ
. Mariann
ħ
przymkn
ħ
ła oczy. Do tej pory było jej tutaj tak dobrze, tak spokojnie... Miała nadziej
ħ
,
Ň
e w
ciszy Bath otrz
ĢĻ
nie si
ħ
z niewytłumaczalnego niepokoju, który n
ħ
kał j
Ģ
od miesi
ħ
cy. Atu
masz! Perspektywa ustawicznego czuwania nad
Ň
ywiołow
Ģ
i do
Ļę
egoistyczn
Ģ
młod
Ģ
dam
Ģ
,
po raz pierwszy za
Ň
ywaj
Ģ
c
Ģ
wielkomiejskich uciech... No, có
Ň
... Rozrywk
Ģ
to z pewno
Ļ
ci
Ģ
nie
b
ħ
dzie!
- A ty, Caroline... - zacz
ħ
ła Mariann
ħ
ostro
Ň
nie. Potem urwała i spytała prosto z mostu: -
Wiem,
Ň
e nie lubisz Londynu, moja droga, ale... czy nie jeste
Ļ
, Bo
Ň
e bro
ı
, chora?
Caroline przygryzła warg
ħ
.
- Nie chciałam nabiera
ę
ci
ħ
na lito
Ļę
, wysuwaj
Ģ
c takie argumenty. Tylko.. . widzisz,
Mariann
ħ
, jestem znów w ci
ĢŇ
y. Louisa chyba si
ħ
tego nie domy
Ļ
la, chocia
Ň
z ni
Ģ
nigdy nie
wiadomo... Czasem zachowuje si
ħ
jak dziecko, a zaraz potem przybiera pozy
Ļ
wiatowej
damy!
- O!... - Mariann
ħ
zdziwiła si
ħ
nowin
Ģ
. Najmłodsze dziecko Crookshanków miało zaledwie
rok. Nic dziwnego,
Ň
e Caroline tak mizernie wygl
Ģ
da! - Moje gratulacje! - Pochyliła si
ħ
ku
szwagierce i pospiesznie j
Ģ
u
Ļ
ciskała. - Jak si
ħ
czujesz?
- Okropnie - przyznała Caroline. - Prawie nic nie mog
ħ
utrzyma
ę
w
Ň

Ģ
dku... A na sam
Ģ
my
Ļ
l,
Ň
e miałabym w tym stanie znosi
ę
trudy londy
ı
skiego sezonu... Zreszt
Ģ
dobrze wiesz,
Ň
e
stokro
ę
bardziej odpowiada mi spokojna atmosfera Bath.
Mariann
ħ
westchn
ħ
ła. Wszystko wskazywało na to,
Ň
e nie wypłacze si
ħ
z tej matni. Jak
mogłaby odmówi
ę
Caroline, siostrze swojego zmarłego m
ħŇ
a, a w dodatku przyjaciółce z lat
dziecinnych - zwłaszcza teraz, gdy jest taka blada i osłabiona? Trudno zreszt
Ģ
wini
ę
Caroline,
Ň
e chce przerzuci
ę
na inne barki to niewdzi
ħ
czne zadanie! Louisa stanowiła twardy orzech do
zgryzienia nawet dla kogo
Ļ
znacznie bardziej stanowczego ni
Ň
łagodna Caroline, tak bliska
sercu szwagierki... Mimo długoletniego wdowie
ı
stwa Mariann
ħ
czuła si
ħ
nadal zwi
Ģ
zana z
rodzin
Ģ
m
ħŇ
a, je
Ļ
li ju
Ň
nie wi
ħ
zami powinowactwa, to szczerym przywi
Ģ
zaniem. W dodatku
przyja
Ņ
niły si
ħ
z Caroline od czasów, gdy obie dorastały w s
Ģ
siaduj
Ģ
cych ze sob
Ģ
maj
Ģ
tkach
w West Country.
- W takim razie b
Ģ
d
Ņ
tak dobra i o
Ļ
wie
ę
mnie, na co mam by
ę
przygotowana. Opowiedz mi o
tym osławionym markizie! - powiedziała Mariann
ħ
, godz
Ģ
c si
ħ
z tym co nieuchronne. - I
wytłumacz, czemu Louisie tak zale
Ň
y na oczarowaniu kogo
Ļ
, kogo nie zna nawet z widzenia!
Caroline, która nieco si
ħ
odpr
ħŇ
yła, opadła z ulg
Ģ
na oparcie fotela.
- To wszystko niesprawdzone pogłoski, doprawdy... ale wiesz, jak to jest w Bath!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • losegirl.htw.pl