[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jude DeverauxDamaPrzek�ad Magdalena RakowskaPrologStarsza, gruba kobieta w przyklapni�tym kapeluszu, spod kt�rego wychodzi�y str�kisiwych w�os�w, zdumiewaj�co sprawnie wdrapa�a si� na siedzenie du�ego wozu. Le�a�y nanim �wie�e warzywa, przykryte wilgotnymi szmatami.- Sadie.Kobieta odwr�ci�a si� i spojrza�a na wielebnego Thomasa, wysokiego, przystojnegom�czyzn� z zatroskaniem marszcz�cego brwi.- B�dziesz ostro�na? Nie zrobisz �adnego g�upstwa? Nie b�dziesz zwraca�a na siebieuwagi?- Obiecuj� - przyrzek�a Sadie �agodnym, m�odzie�czym g�osem. - Wr�c� najpr�dzej,jak si� da. - �ci�gn�a lejce i w�z, turkoc�c, ruszy� powoli.Droga, prowadz�ca z miasteczka Chandler w Colorado do kopalni, by�a d�uga iwyboista. Sadie musia�a czeka�, a� przejedzie poci�g na jednej z bocznych linii kolejowych.Ka�de z siedemnastu osiedli kopalnianych w pobli�u Chandler mia�o sw� w�asn� bocznic�.Przed rozjazdem, sk�d prowadzi�a droga do kopalni Tentona, Sadie spotka�a podobny w�z, nakt�rym r�wnie� siedzia�a stara kobieta. Zatrzyma�a swe cztery konie i rozejrza�a si� wok�.- Jakie� problemy? - cicho spyta�a Sadie.- Nie, ale zwi�zkowcy s� coraz bardziej zdeterminowani. A u ciebie?Sadie skin�a g�ow�.- W zesz�ym tygodniu by� zawa� w tunelu numer sze��. Ludziom szkoda czasu naumacnianie wykop�w. Masz mi�t�wki?- Wszystkie rozda�am - odpowiedzia�a kobieta, nachylaj�c si� bli�ej. - Uwa�aj, Sadie.Najgorzej jest w Ma�ej Pameli. Przera�a mnie Raf� Taggert.- Wiele os�b si� go boi. Jedzie nast�pny w�z. - �ciszy�a g�os ruszaj�c. - Dozobaczenia za tydzie�, Aggie.Sadie min�a nadje�d�aj�cy w�z i pomacha�a jad�cym na nim ludziom. Za chwil�skr�ca�a ju� w d�ug� drog� prowadz�c� do osiedla kopalni Ma�a Pamela. Droga by�a stroma iposterunek stra�y Sadie zauwa�y�a dopiero w ostatniej chwili. Pr�bowa�a si� opanowa�, aleserce jej wali�o.- Dzie� dobry, Sadie. Masz rzep�?- Pi�kn�, du��. - U�miechn�a si�, ukazuj�c sczernia�e z�by.- Zostaw dla mnie worek, co? - powiedzia� stra�nik, otwieraj�c bram�. Nie wspomnia�o zap�acie. Wpuszczenie obcej osoby na teren osiedla by�o wystarczaj�cym wynagrodzeniem.Stra�nicy zostali postawieni po to, aby nie wpuszcza� do osiedla organizator�w ruchuzwi�zkowego. Ka�dego podejrzanego o pod�eganie g�rnik�w stra�nicy mogli najpierwzastrzeli�, a dopiero potem zadawa� pytania. Ka�dego, kogo zastrzelili, mogli potem oskar�y�o dzia�alno�� zwi�zkow�, a s�d, zar�wno lokalny, jak i stanowy, uniewinni�by ich.W�a�ciciele kopal� mieli prawo do ochrony swojej w�asno�ci.Sadie musia�a si� sporo napracowa�, �eby manewrowa� du�ym wozem po w�skich,zasypanych w�glem uliczkach. Po obu stronach ulicy znajdowa�y si� pude�ka, zwane przezw�a�cicieli kopal� domami. W ka�dym mie�ci�y si� przewa�nie cztery male�kie pokoiki, akom�rka na w�giel i ubikacje sta�y w podw�rku. Wod� przynoszono w wiadrach ze wsp�lnej,zanieczyszczonej w�glem studni.Sadie przejecha�a obok sklepu nale��cego do sp�ki i ch�odno powita�a w�a�ciciela.Byli naturalnymi wrogami. G�rnikom p�acono nielegalnie kuponami, za kt�re rodziny mog�yrobi� zakupy tylko w sklepach sp�ki. Ludzie m�wili, �e w�a�ciciele kopal� wi�cej zarabiaj�na sklepach ni� na w�glu.Po prawej stronie, mi�dzy lini� kolejow� a stromym zboczem, Sadie min�a rz�dpodw�jnych domk�w, pomalowanych na obrzydliwy, ��ty kolor. Nie by�o ogr�dk�w, adomki dzieli�o od ubikacji zaledwie kilka metr�w. Sadie zna�a doskonale mieszanin� dymu zpoci�g�w z innymi woniami. Tu mieszkali nowi g�rnicy.Zatrzyma�a konie przed jednym z wi�kszych dom�w.- Sadie! My�la�am, �e ju� nie przyjedziesz - powiedzia�a �adna, m�oda kobietawychodz�c z domu i wycieraj�c r�ce w �ciereczk�.- Znasz mnie - odpowiedzia�a Sadie, z trudem schodz�c z siedzenia. - D�ugo dzi�spa�am, a pokoj�wka zapomnia�a mnie obudzi�. Jak si� miewasz, Jean?Jean Teggert u�miechn�a si� do staruszki. Sadie by�a jedn� z niewielu os�b, kt�rewpuszczano do osady. Co tydzie� Jean umiera�a ze strachu, �e policja kopalni przeszuka w�zSadie.- Co przywioz�a�? - spyta�a Jean szeptem.- Lekarstwo na kaszel, smarowid�o, troch� morfiny dla pani Carson, dwana�cie parbut�w. Niewiele mo�na ukry� w g��wkach kapusty. I firanki dla narzeczonej Ezry.- Firanki! - zdumia�a si� Jean i a� si� roze�mia�a. - Pewnie masz racj�. Bardziej si�ucieszy z koronek ni� z czego� innego. No chod�, zabierajmy si� do roboty.Rozdawanie warzyw zaj�o im trzy godziny. Ludzie p�acili kuponami, kt�re p�niejSadie w tajemnicy im oddawa�a. W�a�ciciele kopalni, policja osiedlowa ani nawet samig�rnicy nie mieli poj�cia, �e warzywa Sadie i inne sekretne dobra s� za darmo. G�rnicy bylibardzo dumni i nie przyj�liby ja�mu�ny, ale kobiety gotowe by�y wzi�� wszystko dla swychdzieci i zm�czonych m��w.By�o ju� p�no, gdy Sadie i Jean wr�ci�y pustym wozem do domu Jean.- Jak tam Raf�? - spyta�a Sadie.- Bardzo ci�ko pracuje, tak samo jak m�j ojciec. A wujek Raf� lubi robi�zamieszanie, wi�c lepiej ju� jed�. Nie mo�emy ryzykowa�, �e b�dziesz mia�a k�opoty -powiedzia�a Jean ujmuj�c r�k� Sadie. - Masz takie m�ode r�ce.- K�opoty? - spyta�a zmieszana Sadie.Jean roze�mia�a si�.- Wi�c do przysz�ego tygodnia. I nie obawiaj si� mnie, Sadie. Ju� od dawna wiem.Sadie zaniem�wi�a. Wdrapa�a si� na w�z i cmokn�a na konie.Godzin� p�niej zatrzyma�a si� przed probostwem w Chandler. Pod os�on� zmrokuprzebieg�a do budynku, wesz�a przez nie zamkni�te drzwi i wpad�a do �azienki, gdzie nawieszaku czeka�y czyste ubrania.Szybko zdj�a z g�owy peruk�, zmy�a z twarzy charakteryzacj�, zeskroba�a na�o�onyna z�by brud. Zsun�a z siebie grube, wywatowane ubranie, w kt�rym by�a taka t�ga, iwci�gn�a koronkowe pantalony i haleczk�. Zasznurowa�a z przodu bia�y, lniany gorset, nakt�ry w�o�y�a seledynow�, jedwabn� bluzk� i �akiet z niebieskiej ser�y, wyko�czonyzielonym aksamitem. Wci�gn�a sp�dnic�, tworz�c� komplet z �akietem. Kiedy zapina�aciemnoniebieski, sk�rzany pasek, rozleg�o si� pukanie do drzwi.- Prosz�.Wielebny Thomas stan�� w drzwiach i przez moment przypatrywa� si� stoj�cej przedni� kobiecie. Panna Houston Chandler by�a wysoka, szczup�a i pi�kna; mia�a br�zowe,po�yskuj�ce rudawo w�osy i b��kitnozielone oczy, prosty, arystokratyczny nosek i ma�e,pi�knie wykrojone usta.- A wi�c Sadie zn�w znik�a na tydzie�. - Duchowny u�miechn�� si�. - Musisz ju� i��,Houston. Tw�j ojciec...- Ojczym - poprawi�a.- Dobrze, b�dzie r�wnie z�y, jakkolwiek go nazwiesz.- Czy Ann� i Tia wr�ci�y ju� ze swymi wozami?- Dawno. Zbieraj si� st�d.- Tak jest. - U�miechn�a si�. - Do nast�pnej �rody! - zawo�a�a przez rami�,wychodz�c z plebanii i kieruj�c si� szybko w stron� domu.1Maj, 1892Houston Chandler przesz�a dwie przecznice do swego domu najspokojniej, jakpotrafi�a, i zatrzyma�a si� przed dwupi�trowym, wiktoria�skim domem z czerwonej ceg�y,kt�ry nazywano w mie�cie rezydencj� Chandler�w. Przyg�adzi�a w�osy, zrobi�a grzeczn�min� i wesz�a po schodach.Gdy wstawia�a parasolk� do porcelanowego stojaka, us�ysza�a podniesiony g�os swegoojczyma.- Nie b�d� tolerowa� takiego j�zyka w moim domu! Uwa�asz, jak widz�, �e skoronazywasz siebie doktorem, masz prawo do nieprzyzwoitego zachowania! Nie w moim domu!- krzycza� Duncan Gates.Blair Chandler, tak podobna do siostry bli�niaczki, jak to tylko mo�liwe, patrzy�a nasolidnie zbudowanego m�czyzn� - by� kilka centymetr�w ni�szy od niej.- Od kiedy jest to tw�j dom? M�j ojciec...Houston wesz�a do salonu i stan�a mi�dzy siostr� a ojczymem.- Czy nie czas na obiad? Mo�e ju� p�jdziemy? - Stoj�c ty�em do Duncana, patrzy�a nasiostr� b�agalnie.Blair odwr�ci�a si� od nich obojga, wyra�nie rozgniewana. Duncan uj�� Houston podrami� i poprowadzi� j� do jadalni.- Mam przynajmniej jedn� przyzwoit� c�rk�.Skrzywi�a si�, s�ysz�c cz�sto powtarzane zdanie. Nie znosi�a, gdy por�wnywano j� zBlair, zw�aszcza gdy j� chwalono.Zasiedli przy du�ym, mahoniowym stole, z nakryciami z porcelany, kryszta�owymikieliszkami i z�otymi sztu�cami - Duncan u szczytu sto�u, Opal Gates po drugiej stronie, abli�niaczki naprzeciw siebie.- Mo�na by oczekiwa�, �e chcesz zrobi� przyjemno�� matce - powiedzia� Duncan,patrz�c na Blair. Postawiono przed nim p�misek z olbrzymi� pieczenia. Wzi�� sztu�ce dokrojenia. - Pewnie jeste� zbyt samolubna, �eby przejmowa� si� jeszcze kim�? Twoja matkaju� nic dla ciebie nie znaczy?Blair, z zaci�ni�tymi z�bami, popatrzy�a na matk�.Opal by�a wyblak�� kopi� swoich c�rek. Je�li posiada�a kiedy� jak�� energi�, dawnosi� wyczerpa�a albo drzema�a g��boko ukryta.- Mamo - odezwa�a si� Blair - czy chcesz, �ebym wr�ci�a do Chandler, wysz�a zajakiego� t�ustego bankiera, mia�a dwana�cioro dzieci i rzuci�a medycyn�?Opal spojrza�a z mi�o�ci� na c�rk�. Nabra�a ma�� porcj� ober�yny.- Chc�, �eby� by�a szcz�liwa, kochanie, i uwa�am to za bardzo szlachetne, �e chceszratowa� ludziom �ycie.Blair spojrza�a na ojca triumfalnie.- Houston zrezygnowa�a ze swego �ycia, �eby ci dogodzi�. To nie wystarczy? Mniete� chcesz z�ama� �ycie?- Houston! - hukn�� Duncan, tak mocno zaciskaj�c wielki n� do krojenia mi�sa, a�pobiela�y mu kostki. - Pozwolisz swojej siostrze wygadywa� takie rzeczy?Patrzy�a to na siostr�, to na ojczyma. Nie chcia�a bra� niczyjej strony. Kiedy Blairwr�ci po weselu do Pensylwanii, ona pozostanie w tym mie�cie z ojczymem. Ucieszy�a si�,gdy us�ysza�a z do�u, �e pokoj�wka zaanonsowa�a doktora Leand... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • losegirl.htw.pl